Sytuacja międzynarodowa przypomina w ostatnich dniach i tygodniach partie bilarda albo „snookera” – jak kto woli.
Bile są uderzane mocno i rozpraszają się na różne strony, aby za chwilę znowu wziąć udział w grze. Gdy w środę rozmawiałem w Brukseli z ambasadorem Iraku przy UE ani on, ani ja nie wiedzieliśmy, że dwa dni później Amerykanie uderzą na cele w jego ojczyźnie oraz w Syrii. Według władz w Bagdadzie w tych atakach zginęło szesnaście osób, w tym cywile. Cóż, można skomentować to starym polskim przysłowiem: „Gdzie drwa rąbią, tam wióry lecą”. Jakby nie zabrzmiało to ostro, a nawet cynicznie, to w wymiarze politycznym od liczby ofiar ważniejsze jest czy USA uprzedziły swojego sojusznika, jakim jest Irak, o planowanym ataku. Jeszcze w piątek strona amerykańska twierdziła, że o ataku poinformowała PRZED nim. Po weekendzie Amerykanie wycofali się z tego i mówią już, że zrobili to PO czyli post factum. To musi mieć przełożenie na stosunki amerykańsko-irackie. Tym bardziej że nawet jeśli Jankesi w niemałej mierze utrzymują wygodne dla siebie władze w Iraku, to muszą zrozumieć, że za „proamerykańskość” rząd Iraku może w regionie Bliskiego Wschodu zapłacić określoną cenę zwłaszcza w wymiarze ataków terrorystycznych u siebie.
Oczywiście amerykańskie akcje na Bliskim Wschodzie to element szerszej układanki. Chodzi tak naprawdę o Izrael z jednej strony – co oczywiste oraz o Iran z drugiej,, co również jest oczywiste dla każdego, kto interesuje się polityką zagraniczną. Rzecz jasna,że Waszyngton w roku wyborczym może przeprowadzać naloty, ale na pewno nigdzie nie wyśle swoich żołnierzy. Biden jest w słabej formie, coraz bardziej traci dystans do Trumpa – ale nie jest politycznym samobójcą.
Zresztą polityka wewnętrzna w Stanach Zjednoczonych Ameryki ma coraz większe przełożenie w roku wyborów prezydenckich w tym kraju na politykę międzynarodową USA. I tak co ma Teksas do Ukrainy? Pozornie nic. A tak naprawdę bardzo dużo. Wielka pomoc finansowa Waszyngtonu dla Kijowa została zablokowana przez mających większość w izbie niższej amerykańskiego Kongresu Republikanów
Chcą oni wymusić na administracji, żeby ta wreszcie zajęła się uszczelnianiem granicy między Meksykiem a stanem Texas, która jest całkowicie nieszczelna, a masowy eksodus do amerykańskiej „Ziemi Obiecanej” staje się grobem politycznym, który kopią sobie Demokraci. Łatwo jest potępiać Republikanów za wstrzymywanie pomocy dla Ukrainy, ale amerykańska prawica po prostu wykorzystuje totalny imigracyjny „grzech zaniechania” prezydenta Bidena i jego ekipy.