Kreślę te słowa w największym państwie Kaukazu Południowego. I jedynym zresztą muzułmańskim, bo przecież Armenia i Gruzja to odpowiednio pierwsze i drugie w historii państwo na świecie, które przyjęło chrześcijaństwo jako oficjalną religię władcy i całego kraju.
Skądinąd ten islam w Azerbejdzanie jest bardziej niż “soft”. Taki w stylu sowieckim: jest , bo jest , ale religia to przyzwyczajenie i tradycja, a nie coś , co traktowane jest serio. Mój wieloletni przyjaciel z tergo kraju, mówi do mnie wprost: “jemy wieprzowinę, pijemy wódkę i wino…” – i podkreśla , że meczety np. w Baku są tu pustawe, a na ulicach stolicy inaczej niż w Arabii Saudyjskiej czy Katarze nie spotyka się wielu kobiet w chustach zakrywających głowę, nie mówiąc już nawet o twarzy. Tak, to społeczeństwo muzułmańskie, ale zlaicyzowane, dość świeckie. Przynajmniej na razie…
To bogaty kraj z dużymi ambicjami politycznymi. Dość skutecznie prowadzi politykę swoistego balansu między Zachodem a Wschodem : Rosją, Turcją, Chinami i państwami sojuszu euroatlantyckiego. Jego głównym sojusznikiem jest Ankara. Prezydent Ilhan Alijew, syn poprzedniego prezydenta Heydara Alijewa (w czasach sowieckich używał imienia Gajdar) udowodnił w ostatnich dwóch latach, że potrafi genialnie wykorzystać koniunkturę międzynarodową: gdy Rosja zajęta była wojną z Ukrainą uderzył na “podopieczną” Moskwy – Armenię, wykorzystując olbrzymie wsparcie Turcji i osobiste zaangażowanie prezydenta Recepa Erdogana i po przeszło trzech dekadach odbił Górski Karabach. Dziś chce go odbudować, co pochłonie olbrzymie środki, ale też nakręci wewnętrzną koniunkturę gospodarczą.
Baku idzie w górę – i w wymiarze ekonomicznym(ropa!), ale i geopolitycznym. Warto to zauważyć.