W naszym narodowym kurniku, to aluzja do znanego powiedzenia Marszałka Piłsudskiego dotyczącego sejmu, a w tej materii niewiele się zmieniło, panuje istna karuzelowa swawola stanowiskowa. Jedyna merytoryczną, choć tylko z pozoru, mantrą przy tej okazji, jest lansowany uparcie pogląd, że „zastaliśmy państwo w ruinie”. Mantrą tą posługuje się każda następująca po sobie władza. To głupawe w gruncie rzeczy hasełko w innej nieco odmianie, służy jako wyborcza sztacheta, tym razem w wersji, że „jak wygramy to podniesiemy kraj z ruiny”. A ponieważ demokracja, o czym wiadomo od Sokratesa, to terror głupoty, zatem im bardziej durne hasło, tym większy poklask narodu. Tu skorzystam z celnej uwagi Tomasza Lisa, że telewidzowie, poszerzam na wyborcy, są znacznie głupsi jak się potocznie sądzi. Rozumiem, że może fanów demokracji takie tezy mogą razić. Rozumiem i zalecam dokształcić się w temacie procesu Sokratesa.
A skoro temat demokracji mamy załatwiony, możemy wrócić do „kraju w ruinie”. Otóż dzięki takiemu politycznemu wistowi (wist to w rozgrywce brydżowej karta otwierająca rozdanie), na skutek głosowania, czyli wyborczej akceptacji, otrzymuje się od narodu carte blanche do urządzenia sobie czystki. Wywala się więc, w imię ratowania państwa przed niecnie rujnującymi kraj poprzednikami, jak leci, w poziomie i w pionie. Nie ważna kompetencja. Do tego nie ma nikt głowy. Następcy przebierają nóżkami, bo kasa z publicznego korytka, spora i nie wiadomo, jak długo kaprys wyborczy pozwoli się nią paść. Mówi się wtedy, że ten wywalony jest upolityczniony, a ten nowy rzecz oczywista apolityczny. Ten kolejny apolityczny robi z kolei czystkę w dół, no bo przecież musi i powiada, że „nie ma zaufania”. Zaufania, co kompletnie zrozumiałe, nie może żadną ludzką miarą mieć, bo przecież ten nowy kompletnie nie zna się na tym co poprzedni podwładny dotąd w robił. No bo gdzie to napisane, że polityk ma się na czymś znać. Wystarczy, że zna szefa zwycięskiej partii, a ten ma do tego nowego zaufanie. A to do zarządzania czymkolwiek publicznym zupełnie wystarcza. Ot i cała tajemnica posiadanych kompetencji.
Ten chocholi taniec trwa przy każdej zmianie władzy. A każda w uniesieniu prawdziwie komsomolskim, głośno woła o bezpartyjnych fachowcach. Rzecz jasna kiedy jest w opozycji. Bo kiedy już się dorwie, to ostrą miotłą wymiata, bez uważania na kompetencje. No bo wiecie – zastaliśmy stajnie Augiasza. Jaki cudem Polska się rozwija pozostaje boską tajemnicą.
Nowa władza jaka się w Polsce instaluje, niczym od opisanego wyżej schematu nie odbiega. Dodatkowo ubogacona jest jeszcze patologicznymi skutkami umowy koalicyjnej dzięki czemu w każdym resorcie mamy niekompetentnych z różnych partii, partyjek i partyjeczek. A każdy podwieszony jest na zaufaniu partyjnego wodza. A zaufanych każdy wódz ma sporo, więc i sporo miejsc jest do wymiecenia i zastąpienia apolitycznymi fachowcami, którzy ani fachowcy, ani apolityczny.
Nic to jednak, bo skoro poprzednicy swoim działaniem doprowadzili kraj do ruiny, to wystarczy nic nie robić, a już będzie lepiej. Mój optymizm w tej sprawie mąci jedynie to, że a nuż znajdą się w nowej ekipie ambitni, którzy zechcę się wykazać i zaczną coś robić. A ponieważ są niekompetentni to…. No i tu mój optymizm już nie sięga.