Casus posła Marcina Romanowskiego pokrywa gruba warstwa polityczno-prawnej piany ubijanej w medialnych pyskówkach. Już tylko pobieżna analiza Rozdziału II konstytucji pozwala dostrzec ordynarne złamanie co najmniej kilku jej artykułów. Wśród nich jest art.40, a w tam jak byk stoi, że nikt nie może być poddany „poniżającemu traktowaniu”.
Prawa efektywności ekspertyz sporządzonych przez „wybitne” autorytety, a także z tego jak szybko sąd pod wpływem listu, uwolnił posła, pokazuje łamliwość mentalną nadzwyczajnej kasty. Kasty zupełnie wyzutej z moralnych zasad, ale strachliwej i skorumpowanej do bólu. Wystarczy jej tylko machnąć z zagranicy paragrafem, a kuli pod siebie ogon, bez najmniejszej próby oporu. Ale do brzegu.
Po pierwsze bowiem zgodnie z ogólną zasadą, dopóki wina nie zostanie udowodniona człowiek jest niewinny. Tym samym zgodnie z konstytucja areszt, jakikolwiek by nie był, jest jej złamaniem. Z istoty rzeczy. Bez prawniczych ekspertyz, czyli łgarstw. Sąd godzący się na areszt z powodu procedur prokuratorskich łamie konstytucję. Z istoty rzeczy.
Dalej. Koncept pozbawienia wolności z powodu zagrożenia matactwem, pokazuje, bo to wynika z logiki, że materiał dowodowy, świadczący o winie, nie jest kompletny lub wątpliwy. Zatem sąd działający w zgodzie z konstytucją, z istoty rzeczy, powinien mieć wątpliwości co do wartości materiału dowodowego. Bo jeśli prokuratura ma dowody dostateczne do zatrzymania, to znaczy, że oskarżony, czy podejrzany, jakby go zwać, nie ma wpływu na te dowody.
Wreszcie. Przestępstwo urzędnicze, to sytuacja, w której dowodami są dokumenty. Zatem zgromadzone w prokuraturze dokumenty, nie mogą być przez oskarżonego zmienione. Nie mogą zniknąć. Jeśli zatem z tych dokumentów bezsprzecznie wynika wina, jak to wnioskuje prokuratura żądająca zatrzymania oskarżonego, to ten może jedynie dostarczyć dokumenty świadczące o jego niewinności. Gdzie tu mataczenie? To jedynie skorzystanie z prawa do obrony, które metodą aresztu, sąd chce go pozbawić. Z istoty rzeczy.
Podobnie kwestia zapraszania do zatrzymania telewizji i innych mediów. Robienia z zatrzymania medialnego widowiska. Widowiskowego skuwania kajdankami, tak, aby poniżyć. I tu nie chodzi o prawo, ale o godność. Rozważając sprawę Marcina Romanowskiego, zatrzymujemy się na warstwie prawnej. A przecież godność nie ma wymiaru prawnego. Mimo, że to nasze podstawowe prawo. Prawo do zachowania godności. O tym jest w preambule do konstytucji i artykule 30 . I o tym zapominają policyjne pachołki zasłaniające się regulaminem i rozkazem.
Biorąc powyższe pod uwagę, trzeba z naciskiem napisać, że spora część prawa karnego jest sprzeczna z konstytucją. Z istoty rzeczy. Polskie sądy zaś są na nią kompletnie głuche. Przypadek zaś posła Romanowskiego obnaża bezprawie jakie zawarte jest w prawie karnym, umożliwiającym poniżanie obywatela, o ile komuś podpadnie i pozbawianie go konstytucyjnych praw o ile sąd ma taki kaprys. Niezależnie od stanu faktycznego.
Zatem czym, w sensie stosowania realnego prawa, polskie prawo i system sądowy różnią się od skorumpowanych autorytarnych reżimów używających prawa nie do ochrony obywatela, ale do jego zniewalania? Bo jeżeli mamy system, który idzie na skróty w pozbawianiu prawa do obrony i uczciwego sądu, to można wsadzić do kryminału, każdego za wszystko. Z istoty rzeczy.