Umarł żołnierz, który został zraniony, bo nie wyjął broni. Gdyby to zrobił, mógł go czekać los tych jego kolegów, których Żandarmeria Wojskowa wyprowadziła z jednostki w kajdankach. Żołnierze wiedzieli, do społeczeństwa nie dotarło nawet ziarenko prawdy.
Słabo idzie rządowi Donalda Tuska bronienie polskiej granicy. Wszyscy dziwili się jego nagłej zmianie poglądów w tej kwestii, ale cała ta narracja rozsypała się jak domek z kart. Zresztą, twarde deklaracje obrony granicy, wbrew ideologicznemu zapleczu tej ekipy, nie brzmiały poważnie od samego początku. Przecież premier Tusk uroczyście :unieważnił” referendum w którym była mowa o granicy i nielegalnych migrantach. 12 milionów Polaków nie podzieliło jego poglądu.
Nawet jeśli przyjąć, że poprzednicy też mieli jakieś niewielkie wpadki w obszarze bezpieczeństwa państwa, trudno było przyczepić się do komunikacji w sprawie wydarzeń przy granicy. W przypadku zmarłego żołnierza, a także tych aresztowanych za użycie broni, mieliśmy do czynienia z cynicznymi manipulacjami. Próbami ukrycia tych faktów przed opinią publiczną, bo ich ujawnienie mogłoby się odbić na wyborczych słupkach – najpierw w wyborach samorządowych, a obecnie w tych europejskich.
Śmiało można przyjąć, że informacje były zatajane nie tylko ze względu na wybory, ale przede wszystkim z obawy o reakcję środowisk, które już dzisiaj krytykują rząd za obronę granicy. Można tylko sobie wyobrazić, co by się działo, gdyby w przestrzeni publicznej pojawiły się informacje, że obrońcy granicy w obronie własnej i w celu przestraszenia „biednych ludzi” używają broni. Agnieszka Holland, Władysław Frasyniuk, Janina Ochojska i kilku innych, mogliby tego nie wybaczyć. To wszystko nie pasowało do narracji o determinacji w ochronie granicy.
Dziś wszyscy mówią o tym, że żołnierze mają prawo użyć broni w obronie życia i zdrowia, a także granicy państwowej. Gdyby takie słowa wypowiedzieli w 2021 roku, wylałby się na nich systemowy hejt z TVN-u, POLSAT-u, ONET-u, Gazety Wyborczej, od lewicowych aktywistów oraz liberalnych celebrytów. Rosyjski i białoruski wywiad wie jak to w Polsce działa. Niestety, polscy żołnierze w kwestii używania broni mają związane ręce. Przepisy niby pozwalają, ale atmosfera jest taka, że strach nawet krzywo popatrzeć.
Przecież o tym, że „to biedni ludzie, którzy szukają swojego miejsca na ziemi”, mówił nie kto inny, ale obecny szef rządu. Barbara Kurdej-Szatan, autorka słów: „: To jest k***a “straż graniczna”????? “Straż”????? To są maszyny bez serca, bez mózgu, bez NICZEGO!!! Maszyny ślepo wykonujące rozkazy!!! K***a!!! Jak tak można!!!”, jest dzisiaj pieszczochem władzy, a proces przeciwko niej został umorzony. Podobnie z Władysławem Frasyniukiem. Powiedział o strażnikach i żołnierzach z polsko-białoruskiej granicy: „To jest wataha żołnierzy, która otoczyła tych biednych i słabych ludzi. To są śmiecie!”, ale włos z głowy mu nie spadł. Itd. Itd.
Podobnych stwierdzeń były setki. Ich autorzy za nic mieli bezpieczeństwo strażników granicznych, policjantów i żołnierzy. Ważne były “dzieci z Michałowa” oraz inne wymysły rosyjsko-białoruskiego wywiadu. Nabrać się dali nawet generałowie, Waldemar Skrzypczak czy Mirosław Różański, ale też wielu innych. O filmie “Zielona granica” Agnieszki Holland, nie wspominam z litości. Trzeba mieć nadzieję, że odejdzie i będzie zapamiętana tylko z tego filmu, bo on przekreślił pozostałą twórczość.
Teraz polityka. Może lepiej, gdyby Donald Tusk już nie ukrywał swojej prawdziwej roli w strukturach polskiego państwa. Opinia publiczna mogłaby się organizować do walki o kraj w sposób inny, niż tylko przy urnach wyborczych. Fasada demokracji nie pozwala na to, bo nie wypada, ale trzeba!