Ponieważ nie jestem politykiem i nie muszę się „podlizywać” wyborcom, mogę sobie bez skrępowania podrążyć w socjologicznie stwierdzonych dysfunkcjach społeczeństwa. Badania socjologiczne, także te, które opisuję w kolejnych felietonach, czyli badania PAN, jaskrawo pokazują skutki wypowiedzianej Polsce przed Donalda Tuska i jego uśmiechniętą Polskę, wojny polsko-polskiej. Pomysł na taką wojnę, ma w Polsce dobrze ugruntowana tradycję, jako, że Polacy nadzwyczaj skłonni są do kierowania się brakiem politycznej wyobraźni. Dowalenie sąsiadowi, koledze, konkurentowi, ot tak, dla czystej przyjemności dowalenia, należy do kanonu arcypolskich wartości. O tym jest fredrowska „Zemsta”, o tym Wieszcz donosi w „Panu Tadeuszu”, nad tym pochyla się Stanisław Wyspiański w „Weselu”, z tego gorzko kpi Gombrowicz w swojej całej twórczości. Do tego wątku swoje nitki wplata Mrożek w „Tangu”. Dopiero nieszczęście jakie sami sobie na głowę sprowadzamy, zajadłym często wewnętrznym sporem, jednoczy nas i wtedy wznosimy się na wyżyny heroizmu, aby ratować Ojczyznę, którą wcześniej sponiewieraliśmy.
Poziom dehumanizacji i gangrena tak zwanego polactwa, jakie wyłaniają się z badań, przygnębia. A jak do tego dołożyć powszechną awersję do czytania książek a także królujący w teatralnych gmachach rechot widowni z mało śmiesznych popisów tak zwanych artystów kabaretowych i podczas mało ambitnych szmirowatych komedyjek III lub IV klasy, to obraz Polaków jawi się mało optymistycznie. Słowem banda nieoczytanych zapiekłych awanturników. Gotowych zrobić sobie na złość, byle rywalowi było gorzej.
Kiedy więc przyglądam się rolniczym protestom, z którymi jestem całym sercem, widzę wśród wojujących traktorami z rządem owych Jaśków z Wesela, płaczących za zgubionym złotym rogiem. Widzę pieniaczy w rodzaju Cześnika i Rejenta, kłócących się o kilka cegieł w rozwalającym się murze. Tłum Papkinów przechwalających się swoimi urojonymi zasługami. Kolejnych durni wołających niczym sędzia z Pana Tadeusza „Szabel nam nie zabraknie, szlachta na koń wsiędzie, Ja z synowcem na czele i? – jakoś to będzie !”
Gdzie byli dzisiejsi bohaterowie, kiedy trzeba było się na wsi organizować, zakładać spółki, spółdzielnie, kooperatywy. Cierpliwie szukać zgody. Kiedy trzeba było zrzucić z siebie peeselowską nomenklaturę. Daliście się „wieśniacy” ograć własnymi słabościami, swarami, zazdrością, wzajemną niechęcią, niezdolnością do widzenia dalej jak czubek własnego nosa. No to teraz piwo jakie wam nawarzono, bo nie byliście zdolni do zintegrowania się, musicie pić. Trzeba było się organizować nie przeciwko, ale za. Dla współpracy. Za zbiorowym interesem. Kiedy trzeba było iść po rozum. Dzisiaj wybrany przez Polaków rząd was okpi.
A ponieważ Wielki Tydzień warto przytoczyć przesłanie jakie nam niesie opis Męki Pańskiej. Ja wiem, że to gruba metafora, ale ma być grubo. Otóż z Pasji mamy oczywisty i prosty morał. Ludzie dzielą się na tych co niosą krzyż i na tych co wbijają gwoździe. Nie ma innych. Bo obojętność to stanie po stronie oprawców. Jest w tej opowieści tłum wołający „Baaraabaaaszaaa!!!”, dla którego publiczny mord jest rodzajem rozrywki. Widowiskiem, w którym nie ważne są racje, nie ważne zasady moralne. Trzeba nasycić się zemstą, leczyć własne kompleksy cudzą krzywdą. A jak się da osobiście rzucić kamieniem. Plunąć na fejsie anonimowo w twarz. Lub choćby pochwalić oprawców za „słuszność” obranej drogi.
Ów metaforyczny krzyż i te metaforyczne gwoździe, to wybór każdego z nas. Życie od nas wymaga nieomal codziennie wyboru pomiędzy byciem z oprawcą lub z ofiarą. I niestety jak pokazują badania socjologiczne, odsetek tych którzy wbijają gwoździe lub podają młotek jest przerażająco duży. Tu nie ma podziału na prawicę, środek i lewicę. Dewiacja społeczna rozlała się na obie strony sporu. Na tyle, że nie ważne są detale i różnice procentowe.
A przecież na naszych oczach krzyżują nam Ojczyznę. Nie najeźdźcy, nie obcy, ale swoi, nasi. Polacy. Sami ich sobie wybraliśmy i wciąż większość z nas ich popiera i zachęca do wbijania gwoździ.