Gdy ważą się losy rosyjskiej agresji militarnej na Ukrainę oraz potencjalnej agresji na Kraje Bałtyckie i Polskę, nie może być tak, że tylko się biernie wsłuchujemy w spory toczone wśród polityków amerykańskich, wierząc, iż tylko oni są władni zadecydować o tym, czy zachowamy swą niepodległość, czy też dostaniemy pod władzę Kremla. Jeżeli Europejczycy nadal sami będą niezdolni do obrony, uzależnieni od amerykańskiej siły zbrojnej, nie możemy się obrażać na tych amerykańskich polityków, którzy się nie zgadzają na taki stan rzeczy, bo po prostu słuszność jest po ich stronie.
Dla naszej rodzimej opcji „nowocześnie europejskiej” w sposób może nieuświadomiony kluczowe jest to, że Polacy, zniechęceni do własnych polityków, są chętni, by powierzać nasze losy politykom Zachodu. Ci ostatni z kolei są chętni, by brać coraz więcej władzy i tworzyć europejskie superpaństwo bez prawa weta. Tworzy się ryzyko, że za jakiś czas będzie nas spotykało to samo zdumienie, które odczuwali Czesi w roku 1938, zdradzeni przez polityków Zachodu, którzy w Monachium ponad ich głowami podejmowali decyzje w ich sprawie. Dzisiaj centralizacja decyzji na Zachodzie ma służyć właśnie temu, żeby uniknąć tego, iż w wypadku rosyjskiej agresji „nieodpowiedzialni” Polacy czy Skandynawowie podejmą walkę. Politycy Zachodu będą woleli w toku rozmów dyplomatycznych dokonywać kolejnych i kolejnych ustępstw względem agresora, a toczyć się to będzie naszym kosztem, tak jak rozmowy w Mińsku odbywały się kosztem interesów Ukrainy. A to wszystko jest rezultatem naszej własnej bierności oraz przekonania, iż obcy najlepiej zadbają o nasze sprawy.
Aby to się zmieniło, potrzebujemy szerokiego przebudzenia naszej własnej aktywności, z braniem na swe barki odpowiedzialności za bieg spraw publicznych. Kiedyś w Polsce było modne porzekadło „za króla Sasa jedz, pij i popuszczaj pasa”. Wiemy, do czego to doprowadziło: do rozbiorów. Dziś to się może powtórzyć, w tej postaci, iż unijni dyplomaci, aby „odpowiedzialnie” uchronić kontynent przed wojną, oddadzą Kremlowi województwa wschodniej Polski, zaś reszta pozostanie na potrzeby gospodarki niemieckiej.
Istnieje wielka potrzeba, aby nagłaśniać rozwijające się obecnie w Polsce i w Trójmorzu inicjatywy obywatelskie. To właśnie one są rozsadnikami głębokich przemian, jakich potrzebują nasze społeczeństwa, z odchodzeniem od mentalności indywidualistycznej, a zdobywaniem kompetencji budowania dobra wspólnego. Póki co, w serwisach informacyjnych królują tematy dworskich przepychanek ze szczytów układu politycznego, zaś brakuje pokazywania tego, co stanowi najważniejszy front walki ochrony naszego interesu narodowego i dotyczącego regionu Trójmorza. Temu chcemy poświęcać nasze siły na tym skromnym portalu.
W szczególny sposób cenne są działania rozwijające chrześcijańskie inspiracje, które przez półtora tysiąca lat stanowiły paliwo w budowaniu Europy. Bez chrześcijaństwa nie byłoby komu rozwijać idee starożytnych Grecji i Rzymu, ale też uzupełniać te idee o wątki wolności, równości i braterstwa bez wykluczania z nich kogokolwiek. Możemy utyskiwać na dzisiejsze szaleństwa ideologii lewicowych, jednak trzeba przyznać, że jest tu rozwijanie wątków Ewangelii, choć czasem wykradzionych z Ewangelii. Niemal we wszystkim można znaleźć zalety i dobre strony, którym należy dawać glebę do owocnego wzrostu. A tym bardziej potrzeba nam zaangażowania społecznego i politycznego samych chrześcijan, bo właśnie takie na przełomie lat 40. i 50. stało się impulsem dla procesu integracji europejskiej. Co do rozumienia Ewangelii nadal znajdujemy się na etapie przedszkolnym i dopiero teraz uzyskujemy zdolności, by lepiej tworzyć zaczątki Królestwa Niebieskiego na tej ziemi. Gdzie to się rozwija, będzie przez nas opisywane i popularyzowane. Celem ma być poszerzanie grupy osób aktywnych, a w tym z wydobywaniem ze społecznego letargu osób wierzących, starających się jednoczyć z Bogiem. Bóg na nich czeka, spragniony i głodny, proszący o wodę i pokarm, w postaci rozmaitych wyzwań naszych niełatwych czasów.