Nie wiem jak w innych krajach, ale w Polsce bez wątpienia rządzeniem od lat zajmują się durnie. Twierdzę tak nie z powodu obrażania się na obecną polityczną rzeczywistość, ale na obowiązującą w tak zwanej demokracji zasadę. Proszę też nie gniewać się na słowo „dureń” bo co prawda lepsze byłoby określenie „niekompetentny”, ale to pojęcia słabo publicystyczne. Wolę dureń.
I otóż pewien dureń z PSL, co nie jest rzecz jasna cechą jedynie tej partii, wygłosił tezę, że najlepiej zarządza się prywatnym, a najgorzej państwowym. To prowadzi do wniosku, że gdyby nie było państwa zarządzanie krajem byłoby znacznie lepsze. Tą zasada kieruje się zresztą nasz obecny rząd, który jedynie wykonuje niemieckie bądź francuskie polecenia, co na oko wydaje się nie prowadzi do dobrych rezultatów. No ale zostawmy to co powiedział dureń z PSL, bo czegóż oczekiwać od durnia.
Na logikę wydaje się, że zarządzaniem powinni zająć się fachowcy a nie politycy. Z tym, że kłopot z zarządzaniem prywatnego i państwowego jest taki, że tego nigdzie nie uczą, czego dowodem są liczni profesorowie, geniusze od zarządzania z tytułami. Fachowcy od zarządzania uczą się na błędach. Ci prywatni kosztem swojego majątku, a ci państwowi kosztem państwa. To praktyka, a nie naukowe tytuły ich weryfikują.
Praktyka zaś uzmysławia, że w zarządzaniu państwowym, w tym także państwem, dobór zarządzających odbywa się według zasady „mierny ale wierny”. Zasada ta ma akceptacje wyborców. Bo to z ich woli państwowym i państwem zarządzają durnie. Na straży tego porządku stoi system edukacji, którego główną powinnością wobec państwa rządzonego przez durniów, jest powielanie durni.
Dlatego owi durnie, czyli obywatele, wierzą, że jak zmienia się rząd, należy wszystkich poprzednich zarządzających wywalić na zbitą mordę, a na ich miejsce wstawić nowych. Kompetencje tak jednych jak i drugich są bez najmniejszego znaczenia. Najważniejsze, że swój.
Podobnie z realizacją tego co zaczęli poprzednicy. Konieczna jest totalna negacja poprzednich działań. Trzeba uznać to co zrobili, za „kraj w ruinie”, a tych co to robili za „kradli ile wlezie”. W demokracji rytuał się powtarza co 4 lub 8 lat i państwo, w którym durnie wybierają do władz durniów, jakoś tam kolebie się po wybojach polityki i gospodarki. Nie zawsze do przodu, ale przy ogólnym entuzjazmie wyborców. Nie mają oni co prawda bladego pojęcia o zarządzaniu czymkolwiek, ale wystarczą im obiecanki i to, że nowi rozliczą poprzedników.
Jak się to co napisałem komuś nie podoba, to niech sobie ten ktoś wyobrazi budowę domu, podczas której co 4 lata zmienia się projekt (bo poprzedni to gigantomania), zmienia się ekipę wykonawców (bo nie mają właściwych certyfikatów), zmienia się kierownika budowy (bo kradł i zatrudnił szwagra) i aby było jeszcze śmieszniej zmienia się materiały, z których dom powstaje (bo są kupione nie od tych co trzeba). Nikogo nie interesują koszty i to, że dom spełnia wszystkie niezbędne kryteria techniczne. Ważna zmiana, czyli zemsta.