Obejrzałem w poprzednim tygodniu obszerny wywiad z Prezesem Polskiej Akademii Nauk. Zasadniczym tematem wywiadu był stan nauki polskiej, co nie mogło dziwić, bo wywiad zrodził się z rozpaczliwego, zamieszczonego 29.09.2024 r., wpisu na oficjalnej stronie PAN, tu cytat „Polska nauka tonie”.
Profesor, Prezes PAN, przedstawiając żałosny stan nauki polskiej, w tym PAN, w gruncie rzeczy nic nowego nie powiedział. Badania naukowe, także, a może przede wszystkim, te podstawowe, są niedoinwestowane, słaba jest współpraca z biznesem w obszarze wdrożeń, utworzone wcześniej instytucje badawcze jak „Sieć Łukasiewicza” są zagrożone. Skutek, to postępujący drenaż mózgów. Najlepsi młodzi naukowcy emigrują, szukając możliwości realizacji swoich pasji naukowych i lepszego życia za granicą. Co groźniejsze, często w dziedzinach bez rozwoju, których Polska ugrzęźnie na peryferiach cywilizacyjnych. Wspomniano o fizyce kwantowej oraz najgorętszym obecnie temacie, mianowicie, sztucznej inteligencji. Padły nazwiska polskich naukowców, którzy współtworzyli, niestety za granicą, najgorętszy, najbardziej znany, obecnie produkt z zakresu sztucznej czyli ChatGPT. No ale to, jak wcześniej wspomniałem, nic nowego.
Co zatem wywołało rozpaczliwy wpis? Źródeł wpisu można się dopatrzeć w dwóch wydarzeniach. Pierwsze to rozwalenie IDEAS NCBR Sp. z o.o. grupującej najwybitniejszych polskich specjalistów od sztucznej inteligencji, którą założył i którą, jako prezes, kierował prof. Piotr Sankowski. Zastąpienie go na stanowisku prezesa kimś o nieporównanie mniejszym, w zakresie sztucznej inteligencji, dorobku naukowym spowodowało odejście z rady naukowej sześciu spośród ośmiu jej członków. No i mamy pierwszy sukces Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego pod wodzą dwóch nielotów intelektualnych, Wieczorka i Gduli. Drugi, i to, podejrzewam, główny powód wpisu to pichcona przez Gdulę herbu Hiacynt ustawa przesuwająca umocowanie PAN z obszaru kompetencji premiera do kierowanego przez Wieczorka, z wiceministrem w postaci Gduli, Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego. Szacowni akademicy dotąd znosili kornie wszystko i nawet głosowali jak trzeba, no, ale podleganie Gduli to już stanowczo zbyt dużo. Stąd Prezes wybrał się do Tuska z prośbą aby jednak pan premier pozostawił PAN pod swoimi „opiekuńczymi” skrzydłami.
Brwi podniosły mi się, ze zdziwienia, na łysinę. Każde dziecko w Polsce wie, że Gdula bez inspiracji Tuska nie robi nic. To Tusk, wiedząc o rodzinnej tradycji, wydelegował Gdulę na odcinek nauki. Ojcu Gduli sprawnie szło prześladowanie homoseksualistów za PRL-u, to syn, z rodzinną wprawą, poradzi sobie z naukowcami. Przyjście profesora utwierdziło jedynie Tuska w tym, że dokonał dobrego wyboru. Pan profesor jeszcze nie rozumie, że obecnej władzy przyświeca jeden cel. Rozwalić wszystko do cna i żadne prośby nic tu nie pomogą. Nawet to, że w gronie akademików jest oddana funkcjonariuszka obecnej władzy, prof. Ewa Łętowska. Sprawa będzie miała finał jak z apelami tzw. elit aby nie odwoływać dyrektora Muzeum Historii Polski. W rezultacie dyrektora o osiemnastoletnim, na tym stanowisku stażu, zastąpił fircyk, bez najmniejszego doświadczenia, ale gwarantujący, że będziemy mieli muzeum wszystkiego ale nie historii Polski. I o to, niestety, chodzi, panie profesorze.
Bogdan Staworko