Co najbardziej wyróżnia lewicowego hipokrytę od zwykłego krzykacza, który wyznawane przez siebie wartości uważa za nadrzędne wobec wszystkich mających inne poglądy od niego? Otóż hipokryta lewicowy żadnego interlokutora nie traktuje poważnie, wszystkich rozstawia po kątach, uznając i jednocześnie wmawiając im, że tak naprawdę nie mają żadnego pojęcia o otaczającym ich świecie jak i o wartościach które płyną z jego jakże kwiecistego języka. Lewicowy hipokryta z zasady nienawidzi innych poglądów i osób które wyznają inny światopogląd od niego. Co wcale nie znaczy że te inne poglądy w ogóle rozumie i zna filozoficzną bazę na której zostały zbudowane.
W naszym małym lubuskim bagienku lewicowych hipokryta mamy aż zanadto. I to takich, którzy na co dzień potrafią z lubością atakować wszystko co wiążą ze znaczkiem PiS, ale w żaden sposób nie stronią od sięgania po pieniądze od instytucji zarządzanych przez znienawidzonych notabli pisowskich. Jak widać pieniążek nie śmierdzi. Nawet ten bardzo pisowski. W takim sytuacji zastaniemy choćby byłego dziennikarza lubuskich mediów, który kilka lat temu bardzo pokochał Szymona Hołownię. Miłość to chyba jednak bardzo jednostronna bo jak dotąd ów osobnik nie otrzymał żadnych intratnych propozycji. Ale prawdziwym hitem hipokryzji jest wykonywanie obowiązków polonisty w jednym z zielonogórskich liceów, przez funkcjonariusza z Gazety Wyborczej, który z uśmiechem na twarzy bezpardonowo atakuje polityków prawicy. I może w tych atakach nie byłoby nic nadzwyczajnego, bo nawet prosty wyrobnik ma prawo oceniać polityków, gdyby nie fakt, że w liceum został zatrudniony przez dyrektora będącego radnym Prawa i Sprawiedliwości… Jeden ze znajomych takie zachowanie ocenił jako “wałek level hard”. Dla mnie to coś bardziej przyziemnego. Po prostu “lewacka hipokryzja”.