Mecz Trump – Biden, a po przewrocie pałacowym w obozie amerykańskich demokratów, mecz Trump – Harris, ma w Polsce sporą i rozhisteryzowaną widownię. Amok wywołany tą amerykańską wyborczą operą mydlaną zatacza w Polsce coraz szersze kręgi, a ściek medialny dostarcza kolejne porcje lekko podgniłych jaj. Jaj w sensie metaforycznym.
Podmiana Joe Bidena, na Kamalę Harris wynika z tego, że od jakieś czasu ten pierwszy ma problem z pozostawaniem przez dłuższy czas w pozycji pionowej, mimo witalizujących specyfików oraz z czytaniem tego co mu napisali na prompterze. Jak odczytał w swoim ostatnim, publicznym występie, ustąpił pola zaciekłej aborcjonistce, bo kocha Amerykę, demokrację i wolność. Ale mimo że kocha swój kraj, nadal będzie trwał, jako polityczne zombi, na czele mocarstwa mającego ambicje być pierwszym.
W ramach typowej dla części Polaków histerii, zwolennicy Trumpa w Polsce liczą na to, że Trump zrobi coś dla Polski. Nie rozumieją, że nie ma takiej możliwości. O kierunku w jakim zmierza Ameryka już od dawna nie decydują prezydenci. Decydują buldogi żrące się o wpływy pod politycznym dywanem USA. Z jednej strony globaliści związani z sektorem energetycznym i wojskowym, a z drugiej globaliści związani z sektorem IT, Big Farmą i spekulacyjną finansjerą. Ci pierwsi chcą globalizm oprzeć na gospodarczej przewadze USA, ci drudzy chcą się bogacić kosztem przenoszenia swoich biznesów, bo taniej, poza USA.
Warto otrzeźwieć i dostrzec, że Ameryka Polskę wciąż traktuje tak samo jak onegdaj w Teheranie, Jałcie i Potsdamie. Jako pionek w swojej geopolitycznej grze. I tylko czasem lepiej być pionkiem w amerykańskiej, jak niemieckiej koncepcji imperialnej. Lepiej bo Amerykanie nie mają zamiaru zrobić z nas podludzi i eksterminować w Auschwitz. Ale nie aż tak dobrze, aby nas uważali za poważnych partnerów. Dla USA jesteśmy takim nieco „armatnim mięskiem” w globalnej ustawce, jak w Bitwie o Monte Casino, Iraku, Afganistanie, a teraz w sprawie Ukrainy.
Gdzieś poza tym rozwrzeszczanym medialnym polem bitwy, toczy się prawdziwa gospodarcza bitwa. W niej Chińczycy wytwarzają 55% światowej produkcji stali, podczas kiedy Amerykanie ledwie 4,3%. W bitwie na samochody Chiny produkują ich 30 mln rocznie, a Amerykanie 11 mln. Jeżeli idzie o roboty przemysłowe to w 2022 w Chinach zamontowano ich 140 tys, a w USA 33 tys.. Tego nie da się zakłamać ideologią, naiwnością, myśleniem życzeniowym.
Pyskówki w jakich kandydaci na prezydenta USA toczą i toczyć będą dla uszczęśliwienia amerykańskiej gawiedzi, na żenującym zresztą poziomie, niczego w tej gospodarczej wojnie nie zmieniają. Jak wygra Harris, gospodarczy dystans pomiędzy USA a ChRL będzie jedynie rósł szybciej, a Niemcy w Polsce będą szybciej likwidować nam gospodarkę. Niezależnie jednak od tego kto tam za oceanem wygra, chińska gospodarka będzie zyskiwać kolejne procentowe punkty przewagi nad resztą świata. A nam w Polsce pozostanie się zastanawiać, dlaczego amerykańscy demokraci tak bardzo chcą zniszczyć swój kraj. Bo zarówno kondycja fizyczna Bidena, jak i stan umysłu Harris pokazują, że Demokratom, tak gorąco deklarującym miłość do swojego kraju, wcale na nim nie zależy.
Zaś co do umysłowego stuporu w jakim tkwią polscy komentatorzy wobec tego co się dzieje za oceanem i histerii ich publiki, to dziwić się nie ma powodu. Wybór Donalda Tuska na wodza, dowodzi, że Polakom także na własnym kraju nie zależy. I nie ma znaczenia czy winić za to powszechne w Polsce nieuctwo, czy cynizm polityków, czy propagandę TVN, czy nawet zabory, które zaszczepiły w Polakach postawę niewolnika. To co nie udało się Bismarckowi i Hakacie, udało się rządowi 13 grudnia. Polska gospodarka została skierowana na równię pochyłą i jakiś czas będzie się staczać, za zgodą większości Polaków.