Kto rządzi w Unii Europejskiej? Formalnie, wiadomo: Rada Europejska – gdzie są szefowie rządów i
czasem głowy państw, jak to sobie w poszczególnych krajach ustalą, Rada Unii Europejskiej – gdzie
poszczególne państwa reprezentują ministrowie, Komisja Europejska, europarlament, Trybunał
Sprawiedliwości UE. To głównych pięciu graczy. Jednak moje pytanie, kto rządzi, dotyczy władzy
realnej, a nie nominalnej. I tu trzeba powiedzieć, że za najwięcej unijnych decyzji odpowiada nie
Ursula Gertrud von der Leyen – niemiecka przewodnicząca Komisji (była nieszczęsna szefowa resortu
obrony RFN, która przez lata urzędowania na tym stanowisku zasłynęła z tego, że jej największym
osiągnięciem było… zwiększenie ilości żłobków i przedszkoli w koszarach wojskowych) – ani Charles
Michel, belgijski szef Rady Europejskiej (były premier tego kraju, którego królowa jest z domu
Komorowska, ale z innych Komorowskich…) – ani wreszcie nie półroczne prezydencje poszczególnych
krajów, które organizują prace UE (obecnie Belgia właśnie, od 1 lipca Węgry, a od 1 stycznia 2025 –
Polska). Najwięcej unijnych decyzji jest w gestii wszechwładnej „Pani H”. „H” jak Hipokryzja. Tak, to
metafora, ale też najlepsza i najbardziej wierna fotografii unijnej rzeczywistości.
Piszę te słowa w Strasburgu. Tu, podobnie, jak w dwóch innych stolicach Parlamentu Europejskiego,
czyli Brukseli i Luksemburgu (tam mieści się administracja i posłowie nie przyjeżdżają, ale znajdują się też siedziby TSUE oraz Europejskiego Banku Inwestycyjnego, ściśle z UE związanego) Pani Hipokryzja
czyha i rządzi na każdym kroku i w każdej sprawie. My, Polacy możemy powiedzieć o tym bardzo
wiele – ale przecież doprawdy nie tylko my. Pamiętam wściekłość portugalskich eurodeputowanych z
różnych frakcji politycznych, którzy oburzali się na Komisję Europejską i jej ówczesnego szefa Jeana-
Claude Junckera, za to, że Bruksela karze Portugalię za przekroczenie progu deficytu budżetowego, a
tymczasem Francji, która czyniła to nie w jednym roku, jak Lizbona, ale przez kilka lat z rzędu – nie
spadł finansowy włos z głowy. Wówczas szef Komisji Monsieur Juncker (długoletni premier kraju, w
którym zlikwidowano Trybunał Konstytucyjny i pies z kulawą nogą o tym w Brukseli się nie zająknął),
powiedział przynajmniej szczerze (często ludzie po alkoholu są bardziej szczerzy, niż zanim się napiją)
: „a bo to Francja ! ”. Znaczy: musi być traktowana inaczej, czyli lepiej od innych krajów.
Gdy holenderska komisarz Neelie Kroes karała Polskę (rząd Prawa i Sprawiedliwości konkretnie) za
pomoc udzielaną przez państwo naszym stoczniom – Niemcy mogli tarzać się ze śmiechu, bo znacznie
większa pomoc publiczna Berlina dla stoczni w dawnej NRD, poczynając od Rostocku, odbywała się
nie tylko bez żadnych kar, ale za unijne pieniądze.
Hipokryzja : oto królowa Unii Europejskiej!