Nie słychać płaczu po tym, jak Lewica dostała od Donalda Tuska czarną polewkę. Teraz czeka ją walka o przeżycie, co może być trudne, ponieważ poza dużymi miastami, jej struktur właściwie nie ma.
Prężenie muskuł jednak było. – Jesteśmy koalicją rządzącą i w takiej formie powinniśmy startować w wyborach samorządowych i europejskich – mówił w styczniowym wywiadzie dla PAP, Robert Biedroń. – Rozmowy Nowej Lewicy z Platformą Obywatelską w sprawie wspólnego startu w wyborach samorządowych idą dobrze – to już Włodzimierz Czarzasty dla TVN24. Miało być pięknie, ale nastąpiło zderzenie ze ścianą.
Premier i lider Koalicji Obywatelskiej, oficjalnie poinformował kilka dni temu o rejestracji komitetu wyborczego. Tym samym przeciął medialne spekulacje, że w wyborach samorządowych, Nowa Lewica wystawi swoich kandydatów na wspólnych listach z PO. Ta decyzja była kompletnym zaskoczeniem dla Biedronia i Czarzastego. Nawet pomimo faktu, że według niektórych źródeł, żadnych rozmów nie było.
W efekcie, lewicowi kandydaci szukają szalup ratunkowych. W Bydgoszczy i Łodzi wystartują do rady miasta z list Koalicji Obywatelskiej, a w Gorzowie z komitetu, który tworzy były lider tej partii w regionie, Jacek Bachalski. Każdy lewicowy samorządowiec łasi się obecnie do regionalnego barona PO, licząc na to, że zostanie przygarnięty na listy miejskie, powiatowe lub do sejmiku województwa. Sygnały z Polski każą sądzić, że o ile do rad miejskich i powiatowych, niektórzy działacze NL mogą dostać zielone światło, to nie będzie to miało miejsca w przypadku sejmików.
Złowrogie pomruki wobec Donalda Tuska na nic się nie zdadzą. Lewica szoruje po sondażowym dnie, a jedyną szansą na jej przetrwanie poza Warszawą, są posady w urzędach wojewódzkich oraz szeregu inspekcji, gdzie nie będą chcieli pracować aktywiści PO lub Trzeciej Drogi. Dlaczego Tusk wykręcił lewicy taki numer? Bo mógł i bardzo chciał. Jeśli efekt będzie taki jak sobie założył, a więc mocne osłabienie NL, cena jaką zapłaci Biedroń i Czarzasty w czerwcowych wyborach do Parlamentu Europejskiego, będzie jeszcze większa.
Potem nastąpi efekt kuli śniegowej. Najpierw do PO zaczną się zapisywać niedoszli radni, a kiedy posłowie NL zorientują się, że w terenie są tylko oni, ich sekretarki w biurach oraz asystenci, przyjmą kurs na klub KO. Jedni w zamian za posady wiceministrów, inni „dla dobra Polski”, a jeszcze inni w zamian za etat dla kogoś z rodziny lub studiów. Na siedem tygodni przed wyborami nie ma alternatywy, aby uniknąć tego scenariusza. Szanse na to, sa bliskie zeru.
Przed lewicą kolejny czas flauty. Wszystko dlatego, że przez ostatnie lata rządów PiS, zamiast wylewać w codziennej pracy u podstaw pot, wylewała głównie żółć. To spowodowało, że poparcie straciła nawet w tych regionach, które od zawsze były dla niej rezerwuarem głosów. Dzisiaj nie ma do kogo się odwołać, bo hasła obyczajowe przejęła PO, a te socjalne od dawna są kojarzone z PiS-em. Stracili z oczu to co jest najważniejsze: zwykłych ludzi. W praktyce oznacza to, że lewica jaką znamy, nie jest dziś nikomu w Polsce potrzebna.