Kłamstwo w polityce istnieje tak długo, jak istnieje ona sama. Można wręcz stwierdzić, że bez kłamstwa nie ma polityki. Donald Tusk jako patologiczny kłamca jest jedynie kolejnym użytkownikiem tej cechy polityki. I nie w tym problem, że kłamie, ale w tym co jest istotą kłamstwa.
A mianowicie tego, że kłamstwo tylko wtedy staje się kłamstwem, kiedy dla tych do których jest kierowane, staje się prawdą. Zatem strukturalnie rzecz ujmując, kłamstwo nie odnosi skutku, gdy nie trafia na podatny grunt. I to odbiorcy kłamstw są problemem, a nie Donald Tusk.
Rzecz jasna Donald Tusk ma legion medialnych wspólników, którzy owo kłamstwo niczym pudło rezonansowe wibrację struny, wzmacniają czyniąc kłamstwa premiera głośniejszymi. Jest ich wielu co znaczy, że mamy do czynienia z całą orkiestrą, która rezonuje kłamstwami Donalda Tuska. Ale jakkolwiek by się ta orkiestra wspólników kłamstw nie starała, to kłamstwa są jedynie głośniejsze. Nic więcej. Bo przez głośność i częstość, kłamstwo nie staje się prawdą.
Prawda niczym koń w staropolskiej encyklopedii, jaka jest, każdy widzi. Sęk jednak w tym, że wyznawcy kłamstw Donalda Tuska, teoretycznie wykształceni mieszkańcy wielkich miast, są najzwyczajniej durni. Owi metaforyczni mieszkańcy Wilanowa, czy Jagodna, owi zakompleksieni posiadacze papierów potwierdzających wyższą inteligencję, jeżdżący lepszymi samochodami do pracy w korporacjach jako współcześni niewolnicy, odpoczywający z dala od Grażyn i Januszów miłośnicy all inclusive w Alanyi lub Hurgadzie, gotowi są uwierzyć w każde kłamstwo, byle pochodziło od Donalda Tuska. Jest bowiem w nich jakaś freudowska potrzeba wiary w kłamstwo jako miłą dla ich duszy prawdę. Bez tej potrzeby bycia okłamywanym, kłamstwa Donalda Tuska były by dla nich jedynie kłamstwami. A nie prawdą objawioną, wobec której każda inna prawda staje się herezją.
Wyznawcy owych kłamstw zapomnieli, że kiedyś ich idol publicznie powiedział powodzianom, że „wójta wam nie wybierałem”. Jest w tej publicznej deklaracji zrzucania z siebie odpowiedzialności na barki wyborców, trzeźwy socjologiczny osąd. To nie koalicja 13 grudnia sama się wybrała i nie rządzi z własnej woli. To Polacy tak zadecydowali w wolnych demokratycznych wyborach. I to nie rząd jest winien zaniechań gospodarczych, dziury budżetowej, rozkręcania karuzel vatowskich, łapanek na myślących inaczej, wyrzucania z pracy dziennikarzy niechcących powielać rządowych kłamstw. Wszystkiemu temu winni są wyborcy, dający swoją akceptacją kłamstwa, zgodę na kolejne kłamstwa. I tak długo jak kłamstwa Donalda Tuska będą odbierane przez Polaków jako prawda, tak długo będzie on premierem.
Zgodnie z ogólnymi prawidłami dotyczącymi wszelkich kłamstw, rzeczywistość zawsze ostatecznie zdyskredytuje każde kłamstwo. Zatem tak też będzie z kłamstwami Donalda Tuska. Prawda ujawni się, ale im dłużej będzie trwała wiara w kłamstwa, tym większe będzie rozczarowanie. Czego wszystkim wyznawcom kłamstw Donalda Tuska, serdecznie życzę.