Doszło do sytuacji gdy polityka i media zaczęły wzajemnie przenikać się na różnych poziomach funkcjonowania obu branż.
Kiedyś nieuniknionym było to, że ludzie mediów stykali się z politykami, ciągnęli ich za język i oprócz relacjonowania różnych wydarzeń starali się wiernie oddawać rzeczywistość którą kształtowali właśnie politycy.
Niestety od jakiegoś czasu sytuacja jest już Zgoła odmienna. Oto do Radia Zachód w roli likwidatora trafił typowy partyjny politruk niejaki Iwanowski Michał. Postać to o tyle ciekawa bo w dziedzinie wchodzenia w pewną część ciała swoim mocodawcom przebił nawet tych wszystkich, którzy swoją partyjną karierę rozpoczynali od wieszania partyjnych plakatów.
Iwanowski kiedyś był dziennikarzem, ale szybko zamienił pióro na polityczny postronek w Urzędzie Marszałkowskim Województwa Lubuskiego. Stał się tam wiernym sługą polityków Platformy Obywatelskiej. W zamian dostał stołek dyrektorski, służąc swoim talentem rozwojowi platformerskiej propagandy w tak zwanym LCI.
Teraz Iwanowskiemu wrzucono kolejne zadanie. Mianowicie likwidowanie rozgłośni polskiego radia Radio Zachód. W praktyce chodzi o to, aby dokonał swoistej czystki, a w miejsce dziennikarzy wstawił urzędników Urzędu Marszałkowskiego, czyli propagandystów mających głowę obudowaną wielkością i dobrocią partii o nazwie Platforma Obywatelska.
Ten mechanizm w swojej realizacji może być jednak bardzo niebezpieczny. Polityczni kaprale mogą bowiem nie udźwignąć ciężaru produkcji propagandy dla celów partyjnych. Podobny mechanizm zastosowano już kilkadziesiąt lat temu. W latach 80. XX wieku
podczas walki o wolną Polskę z komunistycznymi kacykami, władza wykonywała takie same ruchy, a miejsce dziennikarzy zajmowali ludzie w mundurach Ludowego Wojska Polskiego, zależni w stu procentach od Kiszczaka i Jaruzelskiego.
Mamy więc powtórkę z historii. Aby skutki tej operacji nie okazały się takie same, jak te w latach 80.