Nie od dziś słyszymy o rzekomej kluczowej roli Polski w powojennej Ukrainie. Wspólnie z innymi państwami mieliśmy być jednym z gwarantów jej bezpieczeństwa, brać udział w pokojowych negocjacjach, a za nasze poświęcenie Ukraińcy obiecywali udział w odbudowie jednego z regionów.
Wszystkie te obietnice okazały się jednak mocno na wyrost. Dlaczego? Może dlatego, że to, co mogliśmy dać, już dawno oddaliśmy – zarówno w wymiarze militarnym, jak i politycznym, stając się jedynie statystą na scenie, na której liczyliśmy przynajmniej na rolę drugoplanową. Wiele wskazuje na to, że Ukraińcy najpierw zagrali przeciw Zjednoczonej Prawicy, wspierając proniemiecką opozycję w Polsce, a teraz nie szanują już nawet tych, stawiając wszystko na ich protektorów z Berlina.
Wojna na Ukrainie, przynajmniej w dotychczasowej formie, nieuchronnie zmierza ku końcowi. Tego domagają się kluczowi gracze – zarówno europejscy, jak i amerykańscy decydenci. Dla Polski fundamentalne jest, aby Ukraina obroniła się przed rosyjską agresją, jednak równie ważne jest szybkie zakończenie konfliktu. Nie łudźmy się jednak – bez terytorialnych ustępstw ze strony Kijowa to się nie stanie. Z perspektywy polskich interesów jednym z priorytetów powinno być utrzymanie przez Ukrainę dostępu do Odessy. To klucz, by uniknąć scenariusza, w którym ukraińskie zboża, warzywa i owoce zaleją polskie drogi, co, jak już dobrze wiemy, miałoby fatalne skutki dla naszego rolnictwa.
Prezydent Wołodymyr Zełenski przedstawił w Radzie Najwyższej Ukrainy swój “plan zwycięstwa”, który zakłada zakończenie wojny z Rosją już w przyszłym roku, pod warunkiem, że wdrożenie planu nastąpi natychmiast. Plan opiera się na pięciu punktach, kluczowych dla wzmocnienia obrony Ukrainy, jej zaproszenia do NATO oraz powstrzymywania rosyjskiej agresji. Są też tajne załączniki. Według publicystów, zawierają one szczegóły współpracy z USA i UE oraz koncepcję zastąpienia amerykańskich wojsk ukraińskimi siłami po wojnie.
Z polskiej perspektywy szczególnie istotne są tajne załączniki do drugiego, trzeciego i czwartego punktu planu. Zełenski ujawnił, że dostęp do tych informacji mają jedynie państwa dysponujące odpowiednim potencjałem wojskowym. Czy Polska, która była jednym z pierwszych krajów wspierających Ukrainę, należy do tego grona? Najprawdopodobniej nie, bo zdaniem Ukraińców nasze możliwości wsparcia zostały wyczerpane. Tym samym Polska może zostać zmuszona do realizacji politycznych decyzji narzucanych przez Niemcy, a konkretnie kanclerza Olafa Scholza, co boleśnie pokazuje, jak bardzo ograniczona jest rola Polski pod rządami Donalda Tuska.
Jest jeszcze jedna kwestia, którą warto poruszyć. Niby na marginesie, ale… dla nas, Polaków, nie jest to drobiazg! Nieczęsto zgadzam się z ministrem Radosławem Sikorskim, ale w tej sprawie trudno mu odmówić racji. Ukraińcy mogliby potraktować ofiary rzezi wołyńskiej z taką samą godnością, z jaką potraktowali żołnierzy Wehrmachtu – ekshumowanych i pochowanych z należnym szacunkiem. Jeśli jednak liczymy na wdzięczność za miliardy złotych pomocy oraz za to, że nasz kraj stał się dla milionów Ukraińców bezpieczną przystanią, obawiam się, że możemy się rozczarować.