Według wielu poważnych (sic!) obywateli „opętanych” ideą państwa realizującego uniwersalne „dobro wspólne” lub też reaktywacją społeczeństwa obywatelskiego, definiowanego jako dobro państwa i obywateli, droga to wyboista i trudna do wykonania w obecnych warunkach politycznych, „takich jakie one są”. Przypomnę zatem (proszę mi wybaczyć), że jednym z podstawowych warunków systemu demokratycznego jest zgoda (z góry!) na wyniki wyborów wszelakich. Z nostalgią i złością niejaką wspominam więc dziś mój debiutancki felieton z początku lat 90. ub. w. zatytułowany jednoznacznie: „Demokracja”, w którym te warunki, z powagą i entuzjazmem charakterystycznym dla owego czasu, opisywałem. Nie bez zastrzeżeń wszak wobec… społecznie i politycznie koniecznych zmian mentalnych. Pisałem też o marginalnym z pozoru „prawie do wygadywania (nie czynienia) głupot” jako niezbywalnym elemencie wolności słowa. Dziś zaś teza (tu i teraz) o tym, że nie można się w polskiej polityce ostatecznie skompromitować powraca z intensywnością bynajmniej nie marginalną zgoła. Na prezentację ich niezliczonej ilości przykładów szkoda czasu i Państwa, i mojego, niech więc pozostaną one domeną wszelkiej maści tabloidów (z Onetem włącznie) lansujących niejako przy okazji kastę politycznych celebrytów niebezpiecznych tak dla powagi, jak dla interesu społecznego i państwowego. Z określonymi konsekwencjami… wyborczymi. Ale już konstatacja, że powrót do normalności i powagi w polityce jest warunkiem niezbędnych zmian w jej postrzeganiu przez rządzących, ale nade wszystko przez świadomych swoich praw, obowiązków i interesów obywateli (wciąż wyborców, in spe) warta jest powszechnego namysłu. Ani mi w głowie zatem usprawiedliwianie błędów poprzedniej władzy, choć przecież „totalne” pomijanie jej osiągnięć w sferze polityki społecznej, gospodarczej, a nawet fiskalnej i międzynarodowej, graniczy ze swoistym obłędem. Tu zaś warto odnieść się do bieżącej polityki, w której rządzący m.in. przy pomocy szalonej medialnej propagandy i licznych komisji śledczych, zwanych złośliwie i dosadnie „zabawą w prawników” lub wręcz „cyrkiem” odwracają uwagę od prawdziwych problemów. Toteż nie dziwota, że obserwatorzy konstatują jednoznacznie , iż „to paliwo już jest na wyczerpaniu”, wskazując niejako przy okazji na katastrofalny poziom intelektualny, etyczny, kulturalny i merytoryczny delegowanych do komisji polityków z przewodniczącymi na czele. Nie lepiej jest przecież w parlamencie i rządzie(!). Wielu to autentycznie bawi, a mnie jakoś nie jest do śmiechu. Podobnie nie podzielam złośliwej satysfakcji wobec zmanipulowanych wyborców tej nieszczęsnej „koalicji 13 grudnia”(brak wyobraźni czy prowokacja?) np. z Turowa, ale też w wielu innych sprawach z zerowym VAT-em na żywność, inflacją, nowymi podatkami, że o rolnikach nie wspomnę. Co innego „tłuszcza” spod znaku 8 gwiazdek czy innych wulgaryzmów. Nie wspomniałem dotąd o aktualnym nieprawdopodobnym chaosie prawnym, od Konstytucji, TK i KRS przez sądy, prokuraturę, adwokaturę i notariat, aż po więziennictwo z trudnymi do przewidzenia katastrofalnymi konsekwencjami dla państwa i obywateli, ale to sprawa warta odrębnego potraktowania. Natomiast dziś tytułem swoistej puenty, jeden z wniosków z rozmów ze wspomnianymi na wstępie poważnymi obywatelami. Taką klasę polityczną w większości sami sobie „wychowaliśmy” przez ostatnich kilkadziesiąt lat (sic!).