Ciężko być prorokiem Ryszardem. Zwłaszcza wołającym na puszczy! Od wielu miesięcy mówię i piszę w różnych miejscach, że po pseudowyborach w Rosji Putin zarządzi wielką mobilizację w celu pozyskania nowych 200 do 300 tysięcy żołnierzy. Uważałem to za „oczywistą oczywistość”.
Tymczasem po zamachu ze strony Państwa Islamskiego pod Moskwą objawiło się sporo ekspertów, którzy powtarzają, że będzie to pretekst do przeprowadzenia wielkiej mobilizacji. Każdy powód czy pretekst jest w takiej sytuacji dobry. Mi chodziło o to, że Rosja Putina będzie kontynuować skuteczną strategię z ostatnich miesięcy, która polegała na sięgnięciu do doświadczeń z czasów II wojny światowej, gdy z kolei „Czerwona Rosja” zdobywała terytorium nie tyle dzięki kunsztowi militarnemu sowieckich dowódców, czy nowoczesnej broni tylko właśnie żołnierską masą (sic!). Co z tego, że żołnierze ZSRS ginęli na potęgę, skoro było ich tylu, że Moskwa mogła osiągnąć cele wojskowe (a więc i polityczne). Jak widać obecnie, sięgnięcie do tej metody i tradycji okazało się skuteczne.
Gdyby nie było zamachu ISIS, znalazłby się inny pretekst, powód czy prowokacja.
Jednak dzięki – wiem, że zabrzmi to jak zabrzmi – śmierci około 140 Rosjan, w tym dzieci, w pobliżu stolicy państwa – Federacja Rosyjska zyskała rzecz bezcenną, której nie miała od 25 miesięcy, czyli od napaści na naszego wschodniego sąsiada. Zyskała współczucie, a nawet jakąś tam sympatię. Widać to po oficjalnym oświadczeniu Stanów Zjednoczonych Ameryki, które po raz pierwszy od 24 lutego 2022 powiedziały o “wspólnym wrogu” Waszyngtonu i Moskwy, czyli islamskim terroryzmie. To też powtórka z historii, bo w pierwszej dekadzie tego wieku i na początku drugiej dekady w kontekście II wojny czeczeńskiej i działań odwetowych Czeczenów już po niej, Kreml sprytnie grał kartą właśnie „wspólnego zagrożenia” ze strony radykalnych muzułmanów i konieczności rosyjsko-amerykańskiej współpracy w tym zakresie.
Jak widać historia, przynajmniej w Europie Wschodniej, nie powtarza się farsą. Putin sięga do strategii, ale też trików, które przynosiły skutek osiem dekad temu, ale też kilkanaście lat wstecz. Czy będzie to miało przełożenie na zaangażowanie szeroko rozumianego Zachodu w poparcie polityczne i militarne dla Kijowa? Nikt z zachodnioeuropejskich czy amerykańskich polityków tego głośno nie powie, ale oczywiście, w jakiejś mierze, niestety, tak…