Ten hasłowy tytuł ma swój historyczny odpowiednik w czasach komunistycznego, zakłamanego internacjonalizmu, kiedy to m. in. naród polski był karmiony cyniczną i prymitywną propagandą, przez nasze społeczeństwo raczej gremialnie (?!) odrzucaną, która jednakowoż swój mentalny ślad pozostawiła do dziś. Niedawno pisałem na tych „łamach” w tonie sceptycyzmu o zmianach mentalnych, zatem czas na konkrety. Otóż, zdroworozsądkowa opinia w tej materii, że narody i państwa mają swoje często rozbieżne i wręcz konkurencyjne z innymi interesy, przebija się do świadomości rodaków dość wolno i niezbyt skutecznie. Stąd też wynika wciąż dziwny nabożny, a raczej bałwochwalczy stosunek Polaków do UE, jako do tej, która zawsze i we wszystkim chce dla nas… dobrze. Toteż nie dziwota, że tzw. fundusze europejski wciąż traktowane są jak „manna z nieba” i żadne solidne wyliczenia oparte na twardych danych dotyczących np. naszych wpłat (z naszych podatków!) do budżetu UE, tej zmitologizowanej opinii na razie nie zmieniają. A już struktura i warunki dotyczące sławetnego KPO, to przecież prawdziwy finansowy horror. Wart swoją droga odrębnego przypomnienia o jego pożyczkowo-kredytowej części (już spłacanej!), czy „znaczenia” tych pieniędzy w sensie celów (głównie klimatycznych) możliwych za nie do zrealizowania. Ale wracam do owych mentalnych zmian w kwestiach stosunku Polaków do UE, które badane przez socjologów na bieżąco (nie mylić z sondażami) mało kogo w sensie wniosków i diagnoz interesują. Choć trzeba i tu odnotować często dziwaczne wnioski, w szczególności zaś diagnozy. Czas zatem na stosowną anegdotę z moim „mistrzem” ks. prof. Władysławem Piwowarskim, o którym już na tych „łamach” wspominałem, wybitnym socjologiem, naukowo bezkompromisowym, a i dowcipnym poniekąd. Kiedyś zmierzając na swoje zajęcia zajrzał na obronę badawczej pracy doktorskiej z socjologii. Usłyszał tam m. in. założenia metodologiczne poczynione przez doktoranta i wnioski z tych szeroko zakrojonych badań. Jako pierwszy zabrawszy głos wprawił obecnych w nielichą konsternację. „Panie doktorze in spe, niech mi pan postawi dobrą kawę, a ja te wszystkie wnioski wyciągnę bez tych badań”, co powiedziawszy opuścił salę udając się na planowe zajęcia. Taką to wartość i dziś mają często zmagania naukowców ze zmiennością społecznych, mentalnych postaw, gdzie np. „ stereotyp i deklaratywność odpowiedzi jest największym wrogiem prawdy”(copyright by prof. Piwowarski). Tyle o socjologii, bowiem w dzisiejszym felietonie muszę póki czas dokonać pewnego uzupełnienia, reagując na uwagi (bardzo dziękuję) moich wiernych Czytelników dotyczące mankamentu poprzedniego tekstu w sprawach religii i polityki społecznie i praktycznie (tu i teraz) niemożliwych do oddzielenia wszak. Zatem tytułem uzupełnienia. Żaden świadomy społecznie katolik, traktujący swoją wiarę i wynikające z niej konsekwencje etyczno – moralne poważnie, nie powinien (pod sankcją grzechu!) w żadnych wyborach popierać kandydatów „koalicji 13 grudnia”, czy też ich sojuszników. Natomiast skuteczne poszukiwania na innych listach „ludzi sumienia”(św. Jan Paweł II) mogą nieoczekiwanie … zmienić w wielu miejscach tzw. „pejzaż polityczny i społeczny”. ALLELUJA!!!