Na obrzeżach gorącego bieżącego politycznego sporu narasta wątek “Wielkiego Resetu”. I chociaż ów zapowiadany w Davos “Wielki Reset”, a potwierdzony epidemią Covid-19 realizuje się na naszych oczach, wciąż należy do kategorii „teorii spiskowych”.
Metodologia inżynierii społecznej zastosowana przez demiurgów “Wielkiego Resetu” podczas epidemii Covid-19 jest czytelna. Można bez większej pomyłki wskazać persony i instytucje, stojące za tą globalistyczną koncepcją uszczęśliwienia ludzkości. Mimo to, temat wielkiej zmiany jaką nam szykują globaliści, nie istnieje w głównym medialnym nurcie.
Może dlatego poza naszą powszechną wyobraźnią jest wpływ globalnych korporacji na naszą przyszłość. Tymczasem, tak zwane fundusze pasywne największych korporacji finansowych świata, Black Rock, Vanguard i State Street wynoszą odpowiednio 7,6 i 3 bln dolarów. Jak to dużo? Warto wiedzieć, że budżet USA to „ledwie” 2,2 bln dolarów. Dlaczego ta wiedza nie jest upowszechniana w mediach, a straszy się nas Rosją, Trumpem, nacjonalistami, imigrantami?
Można oczywiście nie wierzyć, że pieniądze rządzą światem i udawać, że to mało istotne, że istnieją korporacje, które o ile zechcą mogą wziąć na „utrzymanie” większość światowych gospodarek, że o ile tylko będą mieć w tym interes, mogą jednym naciśnięciem klawisza „enter” zlikwidować dowolną gałąź przemysłu lub wykreować nową.
Jeżeli ma się świadomość jak ogromne fundusze są zgromadzone przez globalnych kreatorów naszego życia, to wybory prezydenta USA widać w innym świetle. Bo tak na prawdę nie chodzi w nich o emigrantów z Meksyku, ani o prawa mniejszości seksualnych, ani nawet o miejsce USA w światowym porządku. Chodzi wyłącznie o wysokość prowizji jakie wpłyną na konta funduszy zarządzanych przez finansowe korporacje. Korporacje, których możliwości finansowe mają cechy prowizyjnego perpetum mobile. Korporacje, które zmieniają świat, aby mnożyć swoje prowizje. To ich jedyny cel. Używają pieniędzy do takiej zmiany rzeczywistości, aby ta wykreowana rzeczywistość dawała im wyższy profit. USA to dla nich jedynie „pole uprawne”.
W tym kontekście ekscytacja, kto wygra wybory w USA jest po części wykreowaną przez wielkie pieniądze dosyć jałową emocją. O ile bowiem wygra Donald Trump, proces globalizacji nieco zwolni, a jeśli wygra Camela Harris, będzie szedł w tempie jak wcześniej.
Zatem można spać spokojnie. Globalizacji nie da się powstrzymać. Ona sama musi się zawalić pod własnym ciężarem. Bo te gigantyczne pieniądze zgromadzone przez globalne korporacje to jedynie zapis w księgowość, który za jakiś czas rzeczywistość zresetuje. A to, że się zawali, to tak oczywiste, jak 12 letni byt 1000 letniej III Rzeszy. Choć nie dla każdego jest oczywiste, a co wynikało z rachunku ekonomicznego, że każdy kolejny czołg „Tygrys” i każda kolejna rakieta V2 oddalała III Rzeszę od zwycięstwa. Tak jak oddala globalistów od sukcesu każdy nowy wiatrak, każdy nowy panel fotowoltaiczny, każdy nowy samochód na prąd.