Od wielu lat Paryż pełni rolę młodszej siostry Berlina, choć starając się zachowywać pozory iż układ francusko – niemiecki jest równoprawny. Takim nie jest, a dane dotyczące bilansu wewnątrz strefy euro wskazują, że Francja stale traci w relacji do Niemiec. Co jakiś czas pojawiają się napięcia, a jednak nad nimi przeważa stała tendencja Paryża by wspierać Berlin. Istotnym wyjaśnieniem tego fenomenu jest świadomość, iż Francja sama z siebie już nigdy nie wróci do roli światowego mocarstwa mającego kolonie na innych kontynentach. Dla ambicji francuskich jedyną szansą na to, by czynić wrażenie wielkiej potęgi, jest występowanie w duecie z Niemcami. Tęsknota za utraconą kolonialną wielkością sprawia, iż poszukuje się rekompensaty w oparciu o germańskiego sąsiada, choćby to nawet zachodziło z wyraźną szkodą dla własnych obywateli.
Dążenia do centralizacji Unii Europejskiej w swym głębokim podtekście mają swe przyczyny we wspomnianych tęsknotach. Tym łatwiej jest Paryżowi prezentować się jako jedna z dwóch europejskich stolic, odkąd główni gracze Unii z cichą radością pozbyli się Wielkiej Brytanii, wcześniej stanowiącej poważną przeciwwagę. Odtąd w Europie jest trochę tak, jak w niejednej prowincjonalnej polskiej gminie, gdzie rządzi lokalny układ, zawsze jednoznacznie wygrywający w kolejnych demokratycznych wyborach. Dla większości mieszkańców nie jest opłacalne podejmowanie walki z wójtem i jego ludźmi, bo to się zakończy tylko tym, że ktoś z rodziny straci pracę lub zlecenie ze strony którejś z instytucji zależnych od urzędu. W Europie rządzący układ oparty jest o Niemcy, a większość państw zgodnie przyjmuje ich dominację, z rezygnacją patrząc na to, jak krok po kroku tracą w nierównej wymianie gospodarczej.
Francja miałaby możliwość, aby coś tu zmieniać, jednak z tej możliwości nie korzysta, co najwyżej co jakiś czas wymyślając jakieś rozwiązanie, które rzekomo zrównoważy przewagę gospodarki i polityki niemieckiej. Przykładem tego miała być waluta euro, w swoim czasie mająca być ceną zgody francuskiej na zjednoczenie zachodnich i wschodnich Niemiec. Wydawało się, że Niemcy rezygnując ze swojej silnej waluty narodowej, marki, wyzbywają się narzędzia dominacji. Tak się jednak wcale nie stało. Okazuje się, że dziś strefa euro jest pomalutku zjadana przez Niemcy i Holandię, a wśród tych, którzy na tym tracą, są również i Francuzi.
Dążenia do centralizacji oficjalnie są motywowane tym, żeby zapewnić Unii Europejskiej lepszą skuteczność działania. Tak się jednak nigdy nie będzie dziać, bo tak Francja jak i Niemcy się wewnętrznie chwieją i nie są w stanie odgrywać prawdziwej roli integracyjnej. Gdy brak siły, mnożą się fikcje i pozory, ze stroszeniem piórek oraz kompleksami z powodu utraconej dawnej kolonialnej wielkości. Ta sytuacja może mieć bardzo groźne konsekwencje. Berlin i Paryż chcą dyktować politykę zagraniczną Unii, jednak Kreml doskonale wie, iż za tym dyktatem kryje się wewnętrzna słabość Zachodu. Możemy się spodziewać, że centralizacja Unii ma nade wszystko służyć temu, by „nieodpowiedzialni” Polscy lub Skandynawowie czasem nie stanęli do walki zbrojnej z imperialistycznym najeźdźcą. Zachód będzie wolał negocjować z Kremlem, oddając mu kolejne terytoria tak, jak w swoim czasie Chamberlain i Daladier oddawali Hitlerowi kraje Europy Środkowej. My znowu będziemy tracić, a wszystko to w tym celu, by schlebiać chorym fantazjom przywódców Zachodu, tak łaknącym pozorów swej wielkości.