Walka z Kościołem w Polsce, to nie szaleństwo, ale precyzyjnie uszyty plan. Wszystko to było już przerabiane, ale tym razem lewica i liberałowie robią to inaczej. „Subtelniej” i w taki sposób, aby nie wyszło, że są przeciwko osobom wierzącym. Bo wiadomo, oni zawsze wspierają różnorodność.
Dziwić może tylko strach, który opanował hierarchów. Tyle ważnych tematów i tak słaby głos Kościoła. Jakby niesłyszalny, a nawet nieobecny. Na taśmę wjeżdża aborcja, za chwilę związki partnerskie, adopcja dzieci i wiele innych, a wszystko pod flagą Unii Europejskiej i z jej Kartą Praw Podstawowych. Nawet w sprawie zarządzenia prezydenta Warszawy i obecności krzyży w instytucjach publicznych, głos przedstawicieli Kościoła właściwie nie istniał, albo komuś zabrakło pomysłu, by zabrzmiał donośniej.
Kto wie, może zadziałał „efekt mrożący”, bo hierarchowie zobaczyli, co media nieprzychylne Kościołowi potrafią zrobić z arcybiskupem Markiem Jędraszewskim, ojcem Tadeuszem Rydzykiem i wieloma innymi, którzy nie chcieli płynąć w głównym nurcie z ks. Tadeuszem Sową, jezuitą Jackiem Prusakiem, albo dominikaninem Pawłem Gużyńskim. Starsi biskupi mogą mieć to i owo za uszami, a ci młodsi wiedzą, że strategia „Tisze jedziesz, dalsze budiesz”, jest dla nich po prostu bezpieczniejsza. A Ewangelia? Przecież Apostołowie też się bali.
Potrzebowali nie tylko Zesłania Ducha Świętego, ale też świadectwa odwagi nawróconego Szawła. Dzisiaj deficyt tej odwagi w Kościele jest dojmujący, a nawet irytujący. Prymas Polski Wojciech Polak uciekający przed dziennikarzem Telewizji Republika, ale ochoczo udzielający wywiadów TVN-owi, to ilustracja, która nie wymaga komentarza. To przepis na katastrofę, gdy za sterami Kościoła stoją ludzie podszyci tchórzem.
To dlatego, już za chwilę, okaże się, że granice możliwości działania Kościoła będą mu wyznaczać ci, którzy zrobili dzięki niemu karierę: Tomasz Terlikowski, Szymon Hołownia czy byli duchowni Tadeusz Bartoś i Stanisław Obirek itd. Najczarniejszym snem Kościoła powinno być to, że ci ludzie zaczną za chwilę w jego imieniu występować w sprawach, które trudno pogodzić z Ewangelią, ale oni znajdą błyskotliwe słowa i zręczne argumentacje, aby to brzmiało. Aby uniknąć takiego scenariusza, głos Kościoła znów musi brzmieć!
Jest czymś oczywistym, że Kościół nie powinien być narzędziem w rękach jakiejkolwiek partii politycznej, ale nie może też być tak, że każdy jego głos w sprawach publicznych, będzie odbierany jako ingerencja w politykę. A nawet gdyby, to czy nie ma on prawa do wyrażania swoich poglądów, a nawet zabiegania o to, aby były obowiązującym prawem? Ba, czy Kościół nie ma prawa wspierać swoim autorytetem kandydatów na ważne stanowiska? Jeśli chcą umacniania wolności, w tym wolności religijnej, w rozumieniu chrześcijańskim?
Te wszystkie ataki na ważnych przedstawicieli Kościoła, których jesteśmy świadkami w ostatnim czasie, to w rzeczywistości element bitwy o Polskę. To operacja prowadzona przez niektóre media od dobrych dziesięciu lat, która ma na celu obniżenie jego wiarygodności. Nie bez powodu. Teraz, jak wiadomo, decydują się losy tego, czy Polska będzie jeszcze niepodległa i suwerenna. Demiurgowie całej operacji doskonale znają historię naszego kraju. Wiedzą zatem, że bez oplucia, zdyskredytowania i odebrania wiarygodności Kościoła, żadna operacja odebranie niepodległości Polsce, nigdy się nie uda. Kościół jest w Polsce związany z historią państwa na dobre i na złe.
To nie działacze komunistyczni, a tym bardziej ich następcy w kolorach tęczy, dbali o to, aby w czasach rozbiorów Polska jednak istniała. Przez 123 lata księża katoliccy byli obecni w trzech zaborach i każdemu z nich zależało na tym, aby Polska znów była niepodległa. Nazwiska zamordowanych, więzionych i prześladowanych można tu wymieniać z kart historii bez końca. Tak samo było podczas drugiej wojny światowej oraz w czasach komunizmu. Próba wmawiania dzisiaj społeczeństwu, że Kościół ma stać gdzieś z boku spraw publicznych, jest po prostu nieprzyzwoita. Dziwię się też działaczom KOD-u i tym podobnych organizacji, bo gdyby nie angażowanie się Kościoła w życie publiczne, przed 1989 rokiem nie mieliby gdzie się spotykać. Przecież nie wszyscy z nich byli agentami!
Francuski pisarz i filozof, Andre Frossard, napisał świetną książeczkę pt. “36 dowodów na istnienie diabła”. Jedna z ciekawszych konstatacji po tej lekturze jest taka, że największym sukcesem diabła jest to, że mało kto wierzy w jego istnienie. To prawda, trudno uwierzyć, że nawet Unia Europejska mogła być dziełem, które nie miało służyć zjednoczeniu Europy, ale budowaniu czegoś całkiem od nowa. I zdaje się, że Polska stanęła znów na przeszkodzie. Pytanie tylko, czy obecne duchowieństwo dorasta do rangi i wyzwań współczesnych czasów. Lepsze już było, teraz będzie tylko gorzej.