Jak zawracać kijem rzekę pokazuje obecne kierownictwo Ministerstwa Edukacji Narodowej. Czymże bowiem jest gwałtowna, kompletnie nieprzygotowana i do tego szkodliwa próba zmiany podstawy programowej, gdzie kasuje się mnóstwo ważnych pojęć i lektur, na których wychowały się całe pokolenia Polaków, jak nie bezsensownym, nic nie wnoszącym do edukacji krokiem.
Program szkolny to nie coś, co można przygotować na kolanie. Dziwię się bardzo tym osobom, które miały odwagę podpisać się pod projektem zmian. Że też nie jest im wstyd, że mogą przejść do historii, jako cenzorzy najwybitniejszych dzieł polskiej literatury.
W dziedzinie literatury pięciu polskich pisarzy otrzymało Nagrodę Nobla. Według reformatorów polskiej szkoły, dwóch z nich ma całkowicie zniknąć. Nie będą musieli już uczniowie nawet we fragmentach czytać „Chłopów” Reymonta (Nobel 1924), ani „Qvo vadis” (Nobel 1905) Henryka Sienkiewicza, a wycięto również z lektur, z pięknymi wierszami z tomu „Ocalenie”, Czesława Miłosza (Nobel 1980). Zostaną Wisława Szymborska (Nobel 1996) i Olga Tokarczuk (Nobel 2018).
To jeszcze nic. Do tego tylko we fragmentach będzie się omawiać tę książkę, która „zbłądziła pod strzechy” czyli „Pana Tadeusza” Adama Mickiewicza. To aż nie chce się wierzyć, że mógł ktokolwiek coś takiego zrobić. To tak, jakby nagle powiedzieć ludziom wierzącym, że od dzisiaj należy schować do szafy obrazy Matki Boskiej Częstochowskiej. Nie ma większej ikony polskiej literatury niż epopeja Mickiewicza.
Ale jest jeszcze wiele innych przykładów. Przez kilkadziesiąt lat w Polsce nie można było legalnie czytać dzieł wybitnych pisarzy emigracyjnych. Jeden z nich, Józef Mackiewicz, wszedł w obieg czytelniczy, trafiając do szkół z powieścią „Droga donikąd”, ale ręka ministerialnego cenzora właśnie go wykreśliła.
Niezrozumiała jest też dla mnie decyzja dotyczące wykreślenia opowiadań Marka Nowakowskiego „Raport o stanie wojennym”. To jedno z najwybitniejszych świadectw upodlenia, jaki zafundował nam reżim Jaruzelskiego. Czyżby dzisiejsze kierownictwo MEN czuło się spadkobiercami tamtej ideologii?
W historii polskiej literatury było cały czas obecne też dzieło Stefana Żeromskiego „Syzyfowe prace” ukazujące jak można było przetrwać i zachować tożsamość narodową w czasach zaborów. Czy dzisiaj ten przykład nie jest już potrzebny?
Czy niepotrzebne są też utwory Franciszka Karpińskiego, autora kolędy „Bóg się rodzi” czy Ignacego Krasickiego „Hymn do miłości Ojczyzny”?
A jak zrozumieć średniowiecze bez Kroniki polskiej Galla Anonima czy Legendy o św. Aleksym? A jak można wyrzucić choćby fragmenty „Pamiętników” Jana Chryzostoma Paska, do którego odwoływali się i zachwycali najwybitniejsi polscy pisarze.
Komu też przeszkadza najwybitniejsza historia miłosna „Romeo i Julia” Szekspira?
Przykładów jest o wiele więcej. Piszą o tym coraz więcej różne media. Najwięcej na razie słychać tylko głosów oburzenia po prawej stronie. Nauczyciele jeszcze się nie obudzili. A eksperci mają ważniejsze sprawy na głowie. Po, co się wypowiadać, może się to nowej władzy nie spodobać, a tu zaraz będzie zapotrzebowanie na recenzowanie nowych podręczników.
Przyglądając się proponowanym cięciom, zajrzałem również na to, co się chce zrobić z historią. Tam też nie wesoło.
Podaję kilka przykładów, czego ma nie być (czytaj czego uczeń ma się nie uczyć i nie wiedzieć):
-charakteryzuje etapy wojny obronnej, podaje przykłady bohaterstwa obrońców, w tym: Westerplatte, Poczty Polskiej, Mokrej, Wizny, bitwy nad Bzurą, Warszawy i Kocka, oraz zbrodni wojennych dokonanych przez agresorów, w tym w: Wieluniu, Bydgoszczy, Katowicach i Grodnie;
-wyjaśnia przyczyny i skutki wprowadzenia stanu wojennego oraz formy oporu społecznego (ze szczególnym uwzględnieniem Kopalni Węgla Kamiennego „Wujek”, „Solidarności Walczącej”, bł. ks. Jerzego Popiełuszki)
-ocenia znaczenie i skutki katastrofy smoleńskiej 10 kwietnia 2010 roku dla państwa polskiego; charakteryzuje główne przemiany kulturowe, polityczne, społeczne i gospodarcze w Polsce w drugiej dekadzie XXI wieku, ze szczególnym uwzględnieniem: kryzysu demograficznego, kwestii zachowania tożsamości kulturowej, zmian zachodzących w Unii Europejskiej, transformacji energetycznej, dyskusji nad zmianami klimatycznymi.
Wystarczy? O bohaterach Westerplatte – nie, o pierwszej zbrodni – bombach rzuconych na bezbronny Wieluń – nie, o obrońcach i poległych w kopalni „Wujek” – nie, o męczenniku, bł. ks. Jerzym Popiełuszce, Patronie „Solidarności – nie, itd, itd.
Czy możemy powstrzymać to lewackie szaleństwo? Pewnie te swoje pomysły wprowadzą w życie, bo mają władzę i determinację, by wszystko co z polskością i wiarą się kojarzy ciąć aż do korzeni. Jednak każdy kto się temu nie oprze, a można przecież słać swoją opinię do MEN, będzie za to współodpowiedzialny.
W czasach zaborów, ale i podziemnej „Solidarności” organizowano „Latające Uniwersytety”. Być może trzeba będzie naszą młodzież douczać tego, co publiczna szkoła zaniecha.