Zwycięstwo Donalda Trumpa w wyborach prezydenckich w USA to dobra wiadomość dla Polski, ale już znacznie gorsza dla rządzących. Starają się nadrabiać minami i deklaracjami o współpracy, ale ciągną się za nimi kompromitujące wpisy, wypowiedzi oraz gesty. Postawili wszystko na Demokratów, znacznie powyżej państwowej potrzeby, a jednocześnie ubliżali Republikanom, nie wyłączając samego Donalda Trumpa, lekkomyślnie ryzykując przy tym interesem Polski.
Szkoda, ponieważ wszystko to, czego obawiał się europejski mainstream w związku z ewentualną wygraną prezydenta Trumpa, nie dotyczyło Polski. Po ośmiu latach rządów Zjednoczonej Prawicy kraj był dobrze przygotowany na współpracę z tym prezydentem. Polska należy do krajów wydających najwięcej na zbrojenia w NATO. Panuje powszechny sceptycyzm wobec nielegalnej migracji, a ideologiczne nowinki spod znaku LGBT oraz ideologia WOKE nie mają szerokiej akceptacji. Również ekologiczne dogmaty i „Zielony Ład” są w Polsce powszechnie krytykowane. Polska zainicjowała też wiele przedsięwzięć gospodarczych z firmami z USA.
Dlaczego więc sytuacja wygląda inaczej? Okazuje się, że premier Donald Tusk, a właściwie jego polityka, może być przeszkodą. Jak stwierdził sam premier, jest „o jednego Donalda za dużo”. Ten polski lider, zamiast wzmacniać strategiczne kwestie, często próbuje je osłabić lub ukierunkować tak, aby odpowiadały jedynie interesom Niemiec. Niemcy, z kolei, są zainteresowane ograniczeniem wpływów USA w Europie i dążą do realizacji tego celu przy pomocy instytucji unijnych.
Wygrana Trumpa może przynieść istotne konsekwencje gospodarcze dla Europy. Jeśli nowy prezydent zrealizuje swoje obietnice, takie jak hasło „Drill, baby, drill”, Ameryka wejdzie w nową erę ekonomicznego rozwoju, mając dostęp do taniego gazu i ropy. To nieuchronnie wpłynie na kraje UE, które powinny przemyśleć swoje podejście do „Zielonego Ładu”. Jeśli zmiany nie nastąpią na poziomie politycznym, firmy mogą przenosić się do USA, gdzie koszty działalności będą niższe dzięki tańszej energii.
Wygrana Trumpa ma też inny wymiar – powiew normalności, który przywraca wartości cenione w Europie, choć nie przez instytucje Unii Europejskiej: prawdę, tradycję, rodzinę. Lewicowo-liberalne elity próbują te wartości osłabiać, ale teraz ich działania napotkają na nowy opór.
Wybory w USA pokazały, co powinno być przemyślane przez niektóre środowiska w Polsce – to nie ideologiczne spory, takie jak aborcja czy LGBT, decydują o wygranej, ale realne problemy ludzi. Najważniejsze jest, kto zada pytanie, kiedy ludziom żyło się lepiej. W USA taką osobą był Donald Trump, który usłyszał odpowiedź.
Za kilka miesięcy podobne pytanie powinno zostać zadane w Polsce Donaldowi Tuskowi. Kluczowe będzie, kto je zada! Wiarygodnym kandydatem może być Mateusz Morawiecki, a nie wysoki przystojniak z doktoratem i poparciem prezesa PiS.