Ten jest w stanie owocnie wykazać swą solidarność, kto jest wolny. Stąd w latach osiemdziesiątych w Polsce tak często sięgaliśmy do tej zbitki słów: wolni i solidarni. Przy tym, kto mądry, ten nie sprowadzał słowa „wolność” tylko do nieodpowiedzialnej swobody lub zadowalania się samym tylko jej powierzchownym wymiarem. Ten jest wolny, kto ma zdolność działania. Człowiek uzależniony od alkoholu albo narkotyków pomimo najszczerszych chęci nie jest zdolny do tego, by te chęci zamieniać w czyn, bo nie jest wolny. To samo jest z każdym uzależnieniem, a w tym z wyuczoną biernością zmuszającą całe społeczeństwa do podporządkowywania się silniejszemu.
W latach osiemdziesiątych wiele o wolności pisał ks. prof. Franciszek Blachnicki, twórca ruchu Światło-Życie, zresztą w roku 1987 zamordowany przez agentów bezpieki. Oto próbka jego tekstu: „Istnieje popularne, błędne przekonanie, że niewolnikiem jest ten, który musi być posłuszny panu, który jest zależny od pana. Jeżeli w ten sposób widzi się problem niewoli, to wtedy dążność do wyzwolenia sprowadza się do tego, żeby zrzucić jarzmo pana, żeby się uwolnić spod jego władzy. Takie dążenie do wyzwolenia rodzi rewolucję. Rewolucja zaś zmierza do zmiany władzy, do zmiany ról. Ten, który był niewolnikiem, staje się panem; ten kto był panem, zostaje niewolnikiem. (…) Tragedia tych dążeń wyzwoleńczych polega na tym, że nie uwzględniają one w ogóle problemu wolności wewnętrznej człowieka. Ten, który był niewolnikiem, pozostaje nim nadal, choć zajął miejsce pana. Posiada on bowiem nadal mentalność niewolnika, wcale nie został wyzwolony. Historia potwierdza dialektykę, która się sprowadza do tego, że jeżeli niewolnik stanie się panem, stworzy straszniejszą niewolę niż ta, która była punktem wyjścia dążeń wyzwoleńczych. Sięgając jeszcze głębiej w te zagadnienia trzeba stwierdzić, że sytuacja niewoli zachodzi wszędzie tam, gdzie człowiek jest traktowany jako rzecz, jako przedmiot. Na tym bowiem polega istota niewolnictwa. Niewola to uprzedmiotowienie człowieka, a wolność to jego upodmiotowienie” („Prawda-Krzyż-Wyzwolenie”, Carlsberg 1985, s. 27).
Być może warto te treści wspominać dziś, gdy tak zwana „praworządność” sprowadzana jest tylko do tego, by jednych funkcjonariuszy partyjnych zastępować innymi funkcjonariuszami partyjnymi. Kryjąca się za tym hipokryzja stanowi wielkie uprzedmiotowienie szerokich kręgów społeczeństwa, zaś bezceremonialność towarzysząca mechanizmowi odzyskiwania władzy źle wróży dla perspektyw szerzenia się w Polsce tak wolności, jak i solidarności. Coraz więcej ludzi będzie bowiem pionkami w grze prowadzonej ponad ich głowami, wykonując zaprogramowane dla nich gesty jak marionetki starowane sznurkami. Ludziom wmawia się że im jest lepiej, bo ktoś zajął stołek dotąd zajmowany przez innego, a to daje pożywkę dla wyrażenia swych emocji, swej pogardy dla wrogiego obozu politycznego.
Mądry ks. Blachnicki zauważał, że w nauczaniu Chrystusa często idą ze sobą w parze wyzwolenie człowieka i przywrócenie człowiekowi wzroku, przejrzenie. Orędzie mesjańskie zawiera w sobie to, by więźniom głosić wolność, a niewidomym przejrzenie. Stąd ks. Franciszek pisał, że człowiek „tylko wtedy urzeczywistnia siebie zgodnie ze swoją naturą i swoim powołaniem, gdy jego wola dobrowolnie poddaje się światłu prawdy, światłu rozumu, sumienia, słowa Bożego, Chrystusa”. Zbyt wiele otacza nas hipokryzji oraz kłamstw, za którymi czasem kryją się intencje, by sterować społeczeństwami poprzez ich nastraszenie, zaś niejednokrotnie zwykły interes tych, którzy chcą dla siebie władzy i pieniędzy. Potrzebujemy przejrzenia po to, aby rekonstruować własną wolność. Z kolei ta wolność ma nam dawać zdolność do okazywania bliźnim solidarności oraz budowy gospodarki solidaryzmu, z korzystnymi warunkami do tego by ludzie wzrastali w swych zdolnościach, brali na swe barki coraz większy zakres odpowiedzialności, oraz przyczyniali się do zrównoważonego wzrostu nikogo nie pozostawiającego poza linią marginesu.