Wobec ogromnego zagrożenia, jakie niosą dla Polski rządy Donalda Tuska, sobotnia konwencja Prawa i Sprawiedliwości nie mogła przebiegać inaczej. Nie chodzi tu wyłącznie o współpracę z Suwerenną Polską, lecz o kluczowy element przekazu, który wybrzmiał z konwencji: ciągłe biczowanie się i paraliż wywołany bezprawnymi działaniami przeciwników państwa jedynie wzmacniają ich poczucie bezkarności.
Do tego właśnie nawiązał w swoim wystąpieniu prezes PiS, Jarosław Kaczyński, dając zebranym jasny sygnał, że po ośmiu latach rządów mają powody do dumy. – Nie biadać, nie bić się w piersi i nie przeprowadzać żadnej ekspiacji. To dzisiaj nie ma żadnego sensu. To tylko działanie na korzyść naszych przeciwników – skonstatował. Nie oznacza to jednak, że lider PiS bagatelizuje wpadki. – Zdarzały się błędy, bywali ludzie nieuczciwi, ale to był margines – dodał.
Jednocześnie odniósł się do obecnej sytuacji i nieudolności rządu Donalda Tuska w radzeniu sobie z kryzysami. – Gdyby to oni rządzili w czasie pandemii Covid, wojny na Ukrainie i powojennej inflacji, z Polski pozostałaby tylko część – wyjaśnił. Przypomniał również sukcesy swojej formacji, które obecnie próbuje się zdezawuować fałszywymi oskarżeniami. – Mamy do czynienia z całkowitym zakłamaniem rzeczywistości – stwierdził. Jego zdaniem konieczne jest zwarcie szeregów i konsolidacja wewnętrzna, aby w przyszłości powrócić do polityki rozwoju, która miała miejsce przed ostatnimi wyborami. – Zaatakowano nasze szanse rozwojowe. Z tych ośmiu lat rządów stworzyliśmy naprawdę dobrą, a niektórzy – i to niekoniecznie nasi zwolennicy – mówią, że wręcz złotą epokę – podkreślił Kaczyński.
Mateusz Morawiecki podkreślił, że współczesna prawica, aby miała potencjał do zwycięstwa, musi mieć charakter tożsamościowy – opierający się na historii, kulturze i tradycji – ale także aspiracyjny, związany z wizją rozwoju gospodarczego. Jego wystąpienie, zarówno w formie, jak i treści, skłania do refleksji, a coraz mniej osób ma wątpliwości, że to właśnie Morawiecki będzie kandydatem PiS w przyszłorocznych wyborach prezydenckich. – Rok po wyborach interesują mnie tylko dwa słowa: przyszłość i zwycięstwo – stwierdził. Dodał, że częścią tej przyszłości jest „obrona naszego dorobku”.
Zaapelował, aby wyjść ze strefy komfortu, nawet jeśli nie jest to łatwe, bo rządzący będą stosować represje i posługiwać się kłamstwem wobec środowisk konserwatywnych. – Próbują obrzucać nas błotem. Musimy się przestroić (…) Musimy wywołać wiatr zmian – powiedział, wzbudzając aplauz wśród zebranych. Nawiązał również do „100 konkretów”, z którymi partia Tuska szła do wyborów. Prezentując dwa zwoje spisanych obietnic, rozrzucił je na scenie, dając wyraz swojemu rozczarowaniu tym, jak obecny premier postanowił oszukać wyborców. – Te ich konkrety to bankructwo wiarygodności w biały dzień – podsumował.
Zwrócił uwagę, że obecna ekipa rządząca może sobie na takie działania pozwalać, ponieważ jest chroniona przez dominujące w Polsce media. – Mają pełną osłonę, bo działają na rzecz zagranicy. Premier to premier obcy – skwitował. Mówiąc o filarze aspiracyjnym prawicy, wymienił pięć kluczowych punktów, na których należy się skoncentrować po objęciu władzy. Zaliczył do nich rozbudowę portów morskich oraz infrastruktury śródlądowej, inwestycje wzdłuż autostrad i dróg ekspresowych, które mają stymulować rozwój mniejszych ośrodków, a także budownictwo mieszkaniowe i nowoczesne nauczanie w szkołach. – Prawica musi być zakorzeniona w tożsamości, ale także aspiracyjna – powtórzył.
Na zakończenie nawiązał do wystąpienia prezesa Kaczyńskiego oraz bezprawnych działań obecnego rządu, które są wymierzone w opozycyjnych polityków. – Nie możemy dać się zastraszyć. Najważniejsze, żebyśmy nie dali się zepchnąć z kursu ku przyszłości – mówił, świadomy wyzwań stojących przed Polską, atakowaną za przywiązanie do tradycji, rodziny i religii. – Za naszego życia rozegra się kluczowa walka o kształt rodziny (…). Musimy bronić krzyża – podkreślił.
Pomysł na konwencję, podczas której zabraknie biadolenia, okazał się strzałem w dziesiątkę. Wielu działaczy przyjeżdżało na nią z przekonaniem, że zjednoczenie z Suwerenną Polską to „akt rozpaczy” i dowód na brak pomysłu, jak odbić się od dna i nabrać sił do walki w najtrudniejszym momencie dla PiS, gdy jego zniszczenia pragnie nie tylko D. Tusk, lecz cały europejski mainstream. Stało się jednak zupełnie inaczej. Teraz wszystko zależy od działaczy w regionach. – Będziemy musieli, tak jak w 2015 roku, gryźć trawę – zagrzewał do pracy Kaczyński.