Zaniedbania z pierwszych lat rządów PiS teraz się mszczą. Utrata znacznej części subwencji to poważny cios, który może dać przewagę Koalicji Obywatelskiej. Dzieje się to na kilka miesięcy przed kluczowymi dla przyszłości Polski wyborami.
Niestety, przepisy dotyczące terminu wypłat subwencji i dotacji nie są wystarczająco precyzyjne, co może spowodować, że nawet okrojona przez PKW kwota wpłynie na konto PiS ze znacznym opóźnieniem. Ostateczna decyzja zależy teraz od osoby zależnej od Donalda Tuska. Mowa o ministrze finansów, który najprawdopodobniej postąpi zgodnie z instrukcjami swojego przełożonego. Rekordowy deficyt budżetowy może posłużyć za wygodne alibi, aby wstrzymać się z przelewem do ostatniej chwili, tj. do momentu, gdy PiS zacznie mieć problemy ze spłatą kredytów. Co więcej, opóźnienia mogą być na tyle znaczące, że zniszczą plany prawicy na kampanię prezydencką. To wystarczy, aby wypromować kogoś, kto będzie zgodny z oczekiwaniami władz w Berlinie: zwerbowanego w latach 90. Tuska lub jego mniej doświadczoną, ale bardziej podatną kalkę w postaci Rafała Trzaskowskiego.
Państwowa Komisja Wyborcza, podejmując decyzję o odrzuceniu sprawozdania PiS, nie kierowała się przepisami prawa, lecz wpływami wywieranymi na jej członków. To dlatego logika została odłożona na bok, a 2+2 nie oznaczało już 4, lecz tyle, ile przegłosowała upolityczniona PKW. Oto rzeczywistość można kształtować według własnych potrzeb, jeśli dysponuje się odpowiednią siłą polityczną. W tym kontekście trzeba przypomnieć, że to właśnie za rządów PiS zmieniono Kodeks wyborczy, co uczyniło PKW bardziej podatną na wpływy polityczne. Wcześniej członkowie PKW byli wybierani spośród sędziów, co gwarantowało większą niezależność tej instytucji. Po zmianach, większość członków PKW to nominaci polityczni, co z góry narzuciło polityczny charakter tej instytucji. Można założyć, że gdyby w skład PKW wchodzili wyłącznie sędziowie, decyzja mogłaby być inna – bardziej zgodna z literą prawa, a mniej z politycznymi kalkulacjami.
Intencje mogły być dobre, ale efekty są beznadziejne. To dopiero początek problemów, na co zwróciła uwagę przewodnicząca Krajowej Rady Sądownictwa, Dagmara Pawełczyk-Woicka. “W polu mojego zainteresowania pozostaje sytuacja związana z kwestionowaniem przez władzę wykonawczą statusu sędziów Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych Sądu Najwyższego, która jest właściwa do rozpoznania skargi na postanowienie PKW” – napisała na platformie X. To wszystko powinno budzić niepokój, bo za chwilę może się okazać, że od bezprawnie podjętej decyzji nie ma gdzie się odwołać. “Są jeszcze sądy w Berlinie” – wykrzyknął młynarz z Sanssouci, gdy król pruski Fryderyk Wielki chciał go wywłaszczyć. Dzisiaj jednak, zamiast liczyć na sądy za granicą, powinniśmy unikać takich sytuacji.
Czy sprawa z finansami PiS musiała się tak skończyć? “Zarzuty, które nam stawiają, możemy postawić im” – powiedział na konferencji prasowej Mariusz Błaszczak. To prawda, którą można było bardzo łatwo udowodnić. Niestety, politycy PiS w terenie nie wykonali nawet tego zadania. Przyzwyczaili się do splendoru, a nie do zwykłej partyjnej pracy. Zwyciężyło zwykłe lenistwo. Przykładów finansowania kampanii parlamentarnej przez samorządy wojewódzkie jest aż nadto. Nie wykonali swojej pracy. Teraz będą się starali odwołać do „zwykłych Polaków”, ale ci nie będą wpłacać pieniędzy na tę partię, dopóki się ona nie zmieni. Aktyw ma uzasadniony żal do „tłustych kotów”, którzy przez ostatnie lata nie interesowali się strukturami w terenie, a nawet nie byli zainteresowani przyjmowaniem do partii nowych członków. Teraz by się przydali.
To nie koniec. Na horyzoncie majaczą już pomysły zmian w Kodeksie wyborczym. Będą dotyczyć nie tylko sposobu głosowania, ale również zmian ilości mandatów w okręgach. Tusk wie co robi i chwila fascynacji jego osobą, a także jego pomagierami z Trzeciej Drogi, może nas kosztować dekady pozornej niepodległości.